Brak polskich znakow, z gory prosze o nieczepianie.
[Jasno oswietlony pokoj z kilkoma sprzetami. Wchodzi Mlodzieniec. Staje w progu z wyrazem zadumy na twarzy. Po chwili jego wzrok, bladzacy wczesniej po pokoju, pada na stojacego twarza do okna aktora, przebranego za rosline. Twarz Mlodzienca przybiera zaskoczony z poczatku, po chwili zaciety wyraz.]
Mlodzieniec (zagniewany): A!
[Podchodzi do rosliny i z wysilkiem obraca ja twarza (kwiatem) do srodka pokoju. Przyglada mu sie z zadowoleniem, nawet z duma, zalezy to od ekspresji grajacego go aktora. Aktor grajacy rosline zachowujac kamienna twarz odwraca sie po chwili z powrotem do okna. Mlodzieniec wyraznie zagniewany obraca go z powrotem. Sytuacja powtarza sie.]
Mlodzieniec: Roslino!
Roslina: [milczy]
[Mlodzieniec obraca ja do siebie.]
Mlodzieniec: Roslino! Nie udawaj, ze nie slyszysz!
Roslina: [odwraca sie]
Mlodzieniec: Nie, tak nie mozna!
[Pochyla sie nad nia, nastepuje chwila zawahania, po ktorej prostuje sie i zrezygnowany macha reka. Chodzi chwile po pokoju, zalozywszy rece do tylu, po czym staje z powrotem przodem do rosliny.]
Mlodzieniec: Ty potworze zielony! Od lat juz pieciu poje cie regularnie, na slonce wystawiam, myje, odkurzam, a ty jak sie odplacasz? Jak, pytam?
Roslina: [milczy]
Mlodzieniec: Od ust sobie odejmuje zebys ty miala najlepsza ziemie, a kiedy chce przez chwile popatrzec na owoc swojej pracy jakies tropizmy, nastie jakies staja sie wazniejsze? Jakies wytwarzanie chlorofilu? Na mnie patrz! Na mnie! Po co liscie do slonca obracasz? To ja jestem twoim sloncem, ja, niewdzieczna!
[Pauza]
Mlodzieniec: Nie, ja juz dluzej nie moge!
[Wyciaga pistolet, rzuca roslinie ostatnie rozpaczliwe spojrzenie i strzela sobie w leb, pada twarza w dol na dywan. Roslina po chwili odwraca sie do niego]
Roslina: O.
[Odwraca sie z powrotem]
Kurtyna
_________________
My dear fellow, the truth isn't quite the sort of thing one tells to a nice, sweet, refined girl.
One should always be in love. That's why one should never marry.
Oscar Fingal O'Flahertie Wills Wilde