Kampanie reklamowe są tworzony z dwóch powodów: albo opiewają rzeczywiście dobre dzieło (co bardzo rzadko niestety się zdarza, bo dobre produkcje zazwyczaj są mało znane, gdyż sponsorzy i tak nie łudzą się, że mało wymagająca większość odbiorców je zrozumie), albo opiewają dzieło mocno średniej jakośc, aby zwiększyć jego oglądalność, czego przykładem jest właśnie
Avatar. Po przeczytaniu wielu dyskusji na forach i recenzji na straonch internetowych byłam pewna, że film zapewni mi przynajmniej godziwą rozrywkę: da miłe wrażenia dla oka i ucha (i w sumie jedynie muzyka jest tym elementem filmu, do którego nie mam zastrzeżeń), jak i dla ducha (zaskoczy mnie wciągającą fabułą, ciekawymi postaciami, jakimś przekazem). Tymczasem już w połowie miałam ochotę ten film wyłączyć - z nudów.
Na temat grafiki i efektów specjalnych nie będę się wypowiadać, ponieważ nie widziałam filmu w 3D, więc sądzę, że moja ocenia nie będzie obiektywna. Co zaś się tyczy fabuły, to mamy tutaj prosty przepis na tani amerykański hit: są "dobrzy" i "źli", jeden ze "złych" jest w rzeczywistości "dobry", zakochuje się w rzeczywistych "dobrych" (a w szczególnoście jednej "dobrej") i ratuje świat "dobrych" od zagłady zgotowanej im przez tych "złych" - całość ogólnie rzecz biorąc tak przewidywalna, że aż człowiek zastanawia się, czy Amerykanom naprawdę skończyły się już pomysły, że muszą ciągle powielać to samo. Do tego koszmarnie przerysowani, sztuczni bohaterowie (co widać nawet w ich grze), a naiwność głównego nieskutecznie próbuje zapełnić luki w fabule. Już od jego pierwszego (oczywiście niezbyt dobrego, coby zmylić bardziej naiwnych odbiorców) spotkania z Neytiri można domyślić się, że ta para się w sobie zakocha, a ich miłość przezwycięży wszystko (czy tylko mi chce się wymiotować, jak widzę podobny scenariusz?). Dobrze zarysowani są tylko główni, reszta to "sztuczne tło", nie ma wątków pobocznych. Denerwuje mnie jeszcze cała ta pseudo-filozoficzna otoczka idealnie zarysowującego się w nim mitu (
mitu!) "dobrego dzikusa". Zarówno ludzie jak i Na'vi zostali ukazani jako rasa wyjątkowo okrutna, przy czym infantylizm i wyjątkowa niezgodność sposobu życia Na'vi z kulturą współczesnych nam dzikich plemion jest wprost porażająca (śmiem nawet stwierdzić, że gdyby Na'vi istnieli, szybko wybiliby się wzajemnie). Wielokrotnie czytałam opinie ludzi, którzy chcieliby zostać Na'vi i byłam pewna, że będzie dane mi zmierzyć się z ciekawie ukazaną, choć jedynie wykreowaną kulturą, innym światem, stylem życia, filozofią czy choćby religią - a to wszystko już było, było, było, tylko ze względu na swoją kompletną nieżyciowość się nie sprawdziło. Ponoć niektórzy przy oglądaniu filmu przeżyli swoiste katharsis. Ja czekałam na jego koniec i na obiad. Systemy filozoficzne ludów pierwotnych są dla mnie często przesycone mądrością, której niestety nie widziałam w "Avatarze". Mam wrażenie, że twórcy skupili się bardziej na grafie i ładnych oczach Neytiri, niż na tym, co rzeczywiście film mógłby sobą przekazać.
Jak dla mnie film do obejrzenia na raz i to tylko wtedy, gdy nie ma siÄ™ akurat niczego lepszego do roboty.
_________________
nie daj zapomnieć
chleba i wody
zapachu i smaku
nie daj zapomnieć
piękna i prawdy
leżących na progu
GG: 25676781