Oczywiście, że nie.
Rodzice zawsze pozostaną dla mnie najbliżsi.
Kocham swoją mamę najbardziej na świecie, ojca bibliologicznego także chociaż nieco mniej, aczkolwiek jest to wynik braku bliższego kontaktu. Jednak z racji tego, że mi wysyła póki co pieniądze, wiem, że mu jakoś tam zależy, a nie musi. A kiedy jestem w potrzebie, to zawsze.
Natomiast mam takie przeświadczenie, że na nich zawsze mogę liczyć, w każdej sytuacji, każdej.
A wiem, że poniektórzy rodzice są delikatnie mówiąc chorzy, co mi koleżanki opowiadają, że ich rodzice do czegoś tam zmuszają, malując dla nich kolorową przyszłość.
Ja tak nie miałam, niezależnie od powziętych przeze mnie decyzji zawsze przy mnie są.
A ja zawsze dzwonię do mamy, kiedy mam problem. Ona oddzwania w błyskawicznym tempie. A kiedy nie odbieram, to mam kilkanaście połączeń nieodebranych, raz się nie odzywałam kilka dni, bo permanentnie z koleżanką byłyśmy wykończone, to tak mnie opieprzyła, że do dziś pamiętam.
A kiedy dzwonię z płaczem, to już w ogóle mnie pociesza, przedstawiając moją sytuację w zupełnie innym świetle, a ja dzwonię do niej z każdą bzdurą, na problemach egzystencjalnych kończąc, czyli odczuciu tak zwanego życiowego braku.
Więc co jak co, ale co do rodziców mi się poszczęściło.
_________________
W miękkim futrze kota