W sumie wcześniej, kiedy byłam z An, to wydawałyśmy zawrotne sumy.
Pozostawione w restauracjach głównie, zamawiane jak i.
Rzadko gotowałyśmy, ona tylko potrafiła- makaron.
W sumie lepszy był ten jej makaron, niż moje batoniki zbożowe spożywane na obiad, albo pomarańcze na śniadanie, czy banany.
Paranoja.
Ile można żywić się owocami, ciasteczkami... Nie wiem, mi się zwykle udaje rok, poprzedni akademicki podobnie upłynął.
Ale często jeździłam do domu, spotykałam się.
Jakby co, badania ostatnio czyniłam na wszystko, to całkiem przyzwoicie wyszło, bez niedoborów, niedożywienia i komplikacji.
Najgorsze sÄ… moje napady jedzenia, tak zwane kompulsywne.
Ogólnie nie jem dużo, bo nie mam apetytu na co dzień. A kiedy już mam, to idę do sklepu i kupuję wszystkie możliwe żelki, na wagę. Cukierki. Jakieś kurczaki, kanapki, chipsy.
Na to ponad 100, mi niekiedy wychodzi. Spożyte w jedną noc. A to się przytrafia dwa razy w miesiącu, jakoś tak.
[ Dodano: 2016-01-03, 20:24 ]
A tak w ogóle, to moja mama zawsze się dziwi i inni, kiedy tak dużo przy nich jem. Wszystko, napycham się, aż muszę niekiedy odpinać guzik.
Ale, kiedy tak ostatnio jadłam, jakąś sałatkę, rękami, dokładniej paluszkami swymi, przy chłopaku, to znaczy jego już kończyłam, a on siedział, i patrzył na mnie, miał rękę na moim oparciu i okulary na nosie przeciwsłoneczne (swoją drogą zaje**** wyglądał) I mówi, że to cholernie seksownie wygląda. A wyobraźcie sobie, śmietana na palcach i na policzkach.
Bo ja oczywiście jem całą twarzą.
Więc jem zwykle swoją porcję, zamawiam coś jeszcze, deser i dokańczam dania innych.
Jakie świństwo, wiem.
Podsumowując, ja na jedzenie nie wydaję dużo, poza wyjątkami.
_________________
W miękkim futrze kota