Przygnębiona, ale obecnie nieco mniej.
Wracam taka pociągiem, przypatruje mi się jeden chłopak, patrzy na mój profil i patrzy, zaczyna swą mowę, przedstawia się, podaje dłoń.
Mówi, zadziwia mnie. Odpowiadam, dopowiadam. Człowiek z bagażem doświadczeń, unikający śmierci wielokrotnie (!), nie raczę go swym życiorysem, bo wydaje mi się zbyt błahy.
Słuchamy muzyki razem, przez słuchawki, nie pytajcie, jak do tego doszło.
Dotyka mojej dłoni tłumacząc, jak to go o mało nie zabiło ostrze.
A na końcu dochodzi i tak do wniosku, że mam dzianych rodziców, jestem rozpieszczona, rozkapryszona i wcale nie rozumiem jego podróży autostopem.
Wysiadamy, chce mi pomóc w bagażem (miły), odprowadzić do domu, a ja jak przystało na snobkę, wsiadam do taksówki i mówię, że nie trzeba.
Krzyczy na pożegnanie, że będzie się modlił za mnie, żebym odnalazła swa prawdę.
I że na pewno mnie odnajdzie i podywagujemy, może wybierzemy się na Alaskę, jak w tym filmie... wiecie.
W głębi liczę na to.
Ludzie nie przestaną mnie zadziwiać.
_________________
W miękkim futrze kota