Mam taki problem...
Dopiero co zacząłem chodzić do gimnazjum... Ja widzę, że jest trudniej niż w podstawówce, lecz moja mama w ogóle tego nie potrafi zrozumieć... Wymaga ode mnie o wiele więcej niż ja jestem w stanie osiągnąć... Jestem czwórkowym-piątkowym uczniem lecz czasami wpadki się zdarzą... Przez jakieś dwa tygodnie nie mogłem wziąść się w garść, tylko byłem na dworze jedynie co to zrobiłem zadanie domowe a ogółem nie chciało mi się uczyć.. Miałem załamke... Dostałem jedna jedynke a starsza już bunty (chociaz tlumacze jej ze jest trudniej i każdemu może sie zdarzyc..... Ją to nie przekonuje) Cały czas się wszystkiego czepia... Najbardziej mnie to zabolało, przygotowuje się z kumplem na koncert już jakieś dwa miesiące... Wszystko pięknie rodzice się zgodzili, a teraz wielkie oburzenie i niby mowie ze nie jade... Chociąz teraz juz caly tydzien tylko mialem nos w ksiazkach i efekty juz wyszły...(Oczywiście pozytywne :P)
Denerwują mnie teksty od niej jak "ja byłam w twoim wieku to rodzice w pracy ja mlodsza siostra sie musialam opiekowac a oceny mialem jedne z lepszych"... Jak jej to wytłumaczyć, że każdemu możesz zdarzyć się wpadka lub gorszy dzień i jak ją przekonać żeby mnie puściła na ten koncert??? Pomóżcie!!!!
_________________
¯yj każdym dniem, tak jakby był to twój ostatni dzień, bo on kiedyś nadejdzie....