Wspomnienia mi wróciły, niedawno obchodziliśmy z mężem dwa lata po ślubie
... no co tu dużo gadać, moje najwspanialsze jak dotąd wspomnienie. Jestem bardzo szczęśliwa, kochana, rozumiana... nie żałuję niczego. Już się nie mogę doczekać, aż znowu będę mogła nosić obrączkę ;D (mam na razie zbyt spuchnięte palce przez ciążę, musiałam ją jakiś czas temu zdjąć dla dobra paluszków).
Trochę mnie drażni, jak ludzie mówią/piszą, że "my się tak kochamy, że ślub nam niepotrzebny", że to "jakaś formalność". Niech każdy żyje jak uważa, ja odbieram takie słowa może nie jako atak, ale jako lekkie wywyższanie się - jestem lepszy, bo nie "ograniczam" swojej miłości ślubem (nieważne, cywilny czy kościelny, bo to nie dział wiara). Równie dobrze może ktoś napisać - kochamy się tak bardzo, że nie boimy się zawrzeć ślubu. Takie przepychanki słowne są bezsensowne.
Moim zdaniem, fakt, że jakaś para decyduje się/nie decyduje się na ślub nie czyni jej lepszej, bardziej rozkochanej w sobie, odważniejszej, nowocześniejszej. Oczywiście jako osoba wierząca zachęcam do ślubu, ale osobiście nie odważyłabym się oceniać kogokolwiek w tych kwestiach, to zbyt prywatne sprawy.
_________________
http://mama24na7.blog.pl/