Ciężko powiedzieć. Mój wujek zmarł dzisiaj o 7:45 rano, a wczoraj moja ciocia miała urodziny. Przysiągł jej, że dożyje do jej urodzin. Męczył się, ale przetrzymał. Już nie bał się śmierci, więc strach przed nią, zależy od tego w jakiej jesteś sytuacji.
Osobiście, bardziej niż samej śmierci boję się bólu, teoretycznie trwa on tylko chwilę, ale nie zawsze jest nam dane umrzeć spokojną śmiercią. Boję się też trochę, czy to co będzie później, będzie gorsze. Bo to nie jest tak, że nic nie ma i nie mam tu na myśli jakiejkolwiek religii. Po prostu, jak to powiedział Kartezjusz: "myślę, więc jestem", więc skoro jestem teraz i myślę, to gdy umrę, moje myśli powinny zniknąć, ale nie jestem żadną maszyną, którą jakby wyłączyć przestanie wykonywać polecenia - "myśleć". Zatem, skoro nią nie jestem, będę myśleć zawsze, więc musi istnieć miejsce, gdzie mogłabym myśleć. Nawet jeżeli byłby to niebyt, to mimo że jest pusty istnieje. Wolę niebyt niż miejsce pełne bólu i kłamstw (w zależności jak usilnych, może się wcale nie różnić od tego świata).
To mnie nurtuje, ale też pociąga. Ludzi od zawsze pociąga nieznane, ale pozostaje strach i niechęć odrzucenia tego, co jest teraz. Paradoks.
_________________
That's too complicated...