Siema ! :)
W zeszły weekend byłem na przyjęciu urodzinowym mojego kolegi z okazji jego 18. urodzin. Przyjęcie odbyło się w pewnej knajpie, była też jego rodzina no i znajomi. Z jego strony padł wymóg, aby każdy raczej przyszedł z jakąś os. towarzyszącą. Poszedłem więc ze znajomą, którą znam od roku, ogólnie dobrze nam się tańczyło zawsze na parkiecie, często spotykaliśmy się na imprezach u znajomych (mamy trochę wspólnych znajomych). Na to samo przyjęcie wpadł mój kumpel z klasy z koleżanką mojej osoby towarzyszącej.
Na początku było spoko, był jakiś ciepły posiłek, potem trochę alkoholu no i uderzyliśmy w parkiet. Bawiliśmy się może z 3h z drobnymi przerwami na jedzenie i na "coś mocniejszego"
Przed północą chciałem wyciągnąć moją partnerkę na parkiet po raz enty, ale ta stwierdziła, że ją nogi bolą i żeby dać jej chwilę. Stwierdziłem, że to normalne no bo przecież dosyć długo się bawiliśmy... Poszedłem więc do toalety, wracam, a tam na parkiecie bawi się moja os. towarzysząca ze swoją przyjaciółką (z tą, którą zaprosił mój kolega z klasy jako swoją os. towarzyszącą). Na początku nie zrobiło to na mnie jakiegoś większego wrażenia, usiadłem i obserwowałem co się dookoła dzieje, wcinając jakieś ciasto. Po pewnym czasie zrobiło się to jednak dla mnie irytujące, że ja siedzę przeszło 40min na krześle, a moja os. towarzysząca ma mnie w 4 literach i nawet nie raczy do mnie podejść i zapytać czy nie mam ochoty wyjść na parkiet lub po prostu usiąść i pogadać - dotrzymać towarzystwa po prostu.
Mój kolega z klasy stwierdził, że coś z nimi jest nie tak no bo razem w końcu się nudziliśmy. Kolega poszedł więc z resztą ekipy w tango alkoholowe i wiadomo jakie miało to w późniejszym etapie skutki. Ja jednak nie miałem zamiaru tam dużo pić, więc cierpliwie czekałem, aż moja partnerka mnie zauważy, ale chyba nie było mi to dane. W końcu zdenerwowałem się i zwyczajnie wyszedłem z tej knajpy przed budynek zapalić z innym kumplem, przedyskutowałem temat i stwierdziłem, że zmywam się stamtąd bo po prostu nie mam co tutaj robić, a sytuacja wyprowadziła mnie ostro z równowagi. Jak już miałem wychodzić to moja os. towarzysząca wybiegła za mną i zapytała czy coś nie tak, czemu jestem taki "przybity". Nie miałem jednak ochoty z nią gadać bo trzeba być naprawdę tępym żeby nie wpaść o co może mi chodzić, więc powiedziałem jej, ze zły dzień i żeby oddała mi mój portfel (miała go w torebce), ponieważ ja wychodzę. Zdziwiła się bardzo, ale poszła, oddała mi go i zmyłem się stamtąd jako jeden z pierwszych gości.
Efekt jest taki, że mam ogromy żal do tej dziewczyny, że tak spieprzyła mi cały wieczór. Impreza była naprawdę super, DJ który tam grał był naprawdę dobry, nikt nie siedział przy stole, wszyscy na parkiecie tylko nie ja...
Dziewczyna jednak stwierdziła, że jestem jakiś dziwny bo chyba mogła się pobawić z innymi (tak powiedziała mojemu znajomemu). Uważam, że owszem mogła, ale nie tak, że zaniedbuje przy tym mnie bo trwało to grubo ponad godzinę. Gdyby mi odmówiła towarzystwa na imprezie, wziąłbym kogokolwiek innego i sądzę, że ten wieczór mógłbym spędzić o wiele lepiej.
Od tamtej nocy dziewczyna się do mnie nie odezwała, ja zresztą też i nie mam zamiaru bo nie dość, że jest mi głupio przed solenizantem (to był jeden z moich najlepszych kolegów, nie wypadało mi wychodzić tak wcześnie, praktycznie jako jeden z pierwszych gości) to jeszcze żałuję tego wieczoru jak niczego innego, ponieważ zabawa mogła być naprawdę na poziomie.
Czy ze mną jest coś nie tak czy może tej dziewczynie jednak brakuje 5 klepki bo myślę nad tym co tam się stało od kilku dni i nadal nie rozumiem tego co miało miejsce ;/