Cześć,
Nie ukrywam, że pisze do Was z pewną nutką wstydu. Otóż, studiuję (jeszcze..chyba) na II roku w trybie niestacjonarnym. Pracuję za granicą, zaczęłam niedawno, bo 3 miesiące temu i dużo zajęć opuściłam lecz starannie nadrabiam. Do rzeczy. Do 9 marca był wyznaczony termin oddania indeksu do dziekanatu. Szczerze przyznam: przeoczyłam! Byłam w szoku, amoku. No wiem, że głupie wytłumaczenie ale tylko takie słowa przychodzą mi na myśl. Dzwonili do mnie z dziekanatu ok 9 kwietna. Pani dosyć ostro spytała czy ma wypisać wniosek o skreślenie mnie z listy studentów. Ubłagałam ją, że indeks przyniosę 11 kwietnia czyli na naszym zjeździe. Zgodziła się. Pojechałam do dziekanatu i była inna kobieta. Zrozumiała, przyjęła indeks i podbiła mi legitkę. Teraz czas na odebranie indeksu, bo zaczynają się wpisy itp a ja cholernie się boję!
w czwartek jadę na uczelnię złozyć kartę tematu pracy dyplomowej i poproszę o indeks.. jak tylko o tym pomyślę to oblewają mnie zimne poty. Może już mnie wyrzucili? Ale od 11 kwietnia przyszłaby mi chyba jakaś decyzja?
Miał ktoś kiedyś podobną sytuację? Myślicie, że jestem jeszcze studentką?
_________________
W każdym z Was jest wariat.