Super przyrząd ostatnio widziałam, na filmie.
Metalowa rozpórka z kajdankami na nogi.
Narzędzie tak zwanych tortur (to, co się zakłada na nogi, rozkłada je, na dowolną szerokość, i żeby nimi nie poruszać), przydałoby się moim. Jeden narzekał, że omal nie złamałam mu ręki, kiedy robił to i tamto (dobrze, że to nie była głowa), między moimi udami, podobno drzemie w nich niezwykła siła (to efekty moich ćwiczeń).
Zresztą na głowie, chyba nie miałabym odwagi zaciskać swych ud.
Uwielbiałam także szpicrutę mojego byłego chłopaka, była skórzana i po prostu przepiękna.
Idealnie mieściła się do jego torby na garnitur (podobno), jakby każdemu mężczyźnie było przeznaczone noszenie takiej szpicruty.
Uwielbiałam trzymać ją na swoich drżących z podniecenia dłoniach. Siedząc przy tym absolutnie naga, z nogą założoną na nogę i z wyprostowanymi plecami.
I te jego grube, plecione, czarne sznury, kiedy robił mi różne węzły, przy lustrze. Podobno, kiedy się je czyni, to nawet lekkie otarcie sztuki, powinno się nie zdarzyć, a ja uwielbiałam te przeciągnięcia, mocniejsze, to ciepłe tarcie, na plecach, na nadgarstkach. Ten niecierpliwy uśmiech.
I to, jak wtedy kazał mi przynieść mu gazetę i czytać Przegląd sportowy, z takimi uwiązanymi z tyłu rękami.
Ile było przy tym wspaniałej zabawy, ile gracji.
_________________
W miękkim futrze kota