U mnie na szczycie zawsze pozostanie
Matthew Bellamy, z
Muse'a. Zasięg jego wokalu jest wielki, potrafi długo i czysto ciągnąć niesamowicie wysokie tony. Równie dobrze śpiewa też nisko... Perfekcyjna wszechstronność! :D A i nawet jak się na koncertach swoim głosem bawi, zmienia tonację i inne, to zawsze wychodzi niesamowicie.
Tomi Putaansuu (z
Lordi) jest teĹĽ genialny ze swoim wokalem potwora. ;') SzczegĂłlnie uwielbiam jego wysokie, demoniczne okrzyki. Woohoo!
No i
David Michael Bennett (
Steam Powered Giraffe), ostatnio nim się zafascynowałam. Gdy śpiewa głosem swojej scenicznej postaci, tym niskim barytonem, jest niesamowity. Ale ma też single nagrane gdy śpiewa jako on, jako David - brzmi równie wspaniale. Wysokie tony też unosi fajnie, naprawdę go uwielbiam, choć wokal to jeden z wielu, wielu powodów dlaczego :D
Jeszcze
James Euringer, wariat z
Mindless Self Indulgence! Jego wokal też jest godny uwagi - na żywo dużo improwizuje, niektórzy twierdzą, że po prostu krzyczy bez sensu. Ale cała muzyka MSI jest tak pokręcona, że uważam taki argument za beznadziejny. Bo Jimmy śpiewa czysto i naprawdę dobrze operuje swoim wokalem.
_________________
the first time I opened my mouth to speak, steam escaped to the air
and black oil dripped from my lips, and onto the ground