Bezsens w życiu, już setki osób pisało posty/tematy na ten temat i mój nie będzie się niczym wyróżniał. Czuję pustkę, brak perspektyw na lepsze jutro boli mnie, że muszę żyć na tym świecie nie czuję potrzeby i sensu pewnie to dlatego, że nie mam bliskiej osoby z którą można szczerze pogadać która zrozumie ból jaki czuję nawet nie chodzi o to by coś mówiła ale tylko posłuchała jeszcze nigdy z nikim szczerze nie rozmawiałem nawet z rodzicami jedyną osobą z którą mogłem pogadać był mój dziadek ale odszedł już dawno nie mam nikogo trochę to śmieszne bo rodzice kochają mnie jak mogą jednak dla mnie mówienie im o takich rzeczach to strata czasu i przysparzanie im tylko problemów.
Mam wahania nastrojów, dość częste w jedną chwilę jest ok później jestem przybity, nic mi się nie chce, mam to od dawna, może nie od dzieciństwa wczesnego bo dziecko nie rozumie ale gdzieś od 13 roku życia może ciut wcześniej, chciałbym wrócić się do tego beztroskiego życia w wieku 6-7 lat wszystko mnie cieszyło radość była wszędzie :) a teraz widzę ciemność wszechogarniającą ciemność która nie zniknie.
Moja samoocena i wiara we własne możliwości legła w gruzach już jak miałem 10 lat ogólnie przez śmierć dziadka który chyba jako jedyny we mnie wierzył naprawdę wierzył w moje możliwości bo ojciec tego nie potrafi nigdy we mnie nie wierzył zawsze musiał wszystko mi pokazać przez zrobienie czegoś samemu takie wychowanie się nie sprawdza i przestrzegam
zniszczycie tylko swemu dziecku życie. Nie mam jakoś do niego pretensji po prosu nie nadaje się do przekazywania wiedzy.
Stałem się bardzo w wstydliwy, jeszcze w 3 klasie podstawówki najlepszy przyjaciel mnie zdradził i się załamałem do tego doszło dokuczanie w szkole i moja psychika siadła, jeszcze dało się znieść docinki kolegów ale najgorsze noże wbijały koleżanki
zacząłem się czuć jak jakiś nieudacznik, przegryw zawsze gorszy od reszty i ZAWSZE stawiałem się i stawiam nadal niżej od innych. Nie patrzę ludziom w oczy na pewno nie dziewczynom, szczególnie obcym i nader często spuszczam wzrok, czuję ciągle na sobie kpiące spojrzenia nieznajomych osób nawet gdy jest mi dobrze to z tyłu głowy mam tą blokadę.
Jestem już zmęczony chciałbym tak wreszcie od tego wszystkiego odpocząć stwierdzić, że jest mi dobrze i spojrzeć w przyszłość z nadzieją na dobre jutro to chyba moje jedyne marzenie poczuć się docenionym i wartościowym człowiekiem. Zauważyłem u siebie to iż mam słomiany zapał nie potrafię się do niczego zmusić zaraz gdy zacznę to odpuszczam jedyny stan rzeczy który to zmienia to bliska osoba obok która powie, że będzie dobrze i dam rade wtedy naprawdę potrafię przenosić góry ale jak tylko jestem sam nie potrafię nic.
Zawaliłem szkołę straciłem rok i poszedłem do takiej do której nie lubię chodzić. Nie miałem tam kumpli tzn rozmawiałem jako tako z większością jednak nikt nie traktował mnie jak przyjaciela i się poddałem w tej przynajmniej mam kumpli którzy nawet o dziwo mają do mnie jakiś szacunek ale to wszystko jest sztuczne zaraz po szkole o mnie zapomną bo nigdy się nie spotkałem z nimi na mieście, przy ognisku gdzieś, ba! nawet nie wypiłem z kumplem jednego piwa.
Wczoraj były imprezy, ludzie świętowali i balowali a ja siedziałem w domu zresztą jak zawsze w takie dni, pójdę do szkoły i jest mi przykro jak znów ktoś chwali się co tam porabiali (tak wiem czasem mijają się z prawdą no ale cóż) a ja grałem na konsoli, oglądałem tv i bawiłem się telefonem tak wygląda u mnie zwykły dzień. Najgorzej jest w sylwestra, to najgorszy czas gdy zostaję w domu sam bo rodzice idą się bawić a ja zostaję sam ze swoimi myślami i żałosnym szlochem.
Ważną rzeczą jest też to iż poznałem pewną dziewczynę przez internet, od początku nie wierzyłem iż coś z tego będzie no i to była prawda chociaż trafiłem naprawdę na skarb :) niestety nie potrafiłem się tym skarbem odpowiednio zaopiekować pisaliśmy jakieś pół roku (skype itp), potem postanowiłem a raczej ona mnie przekonała że przejadę do niej pół polski by się spotkać na tydzień, zrobiłem to i było super, naprawdę super dogadywaliśmy się i się zauroczyłem, była słodka :) ona też mnie polubiła. Niestety koniec końców po dwóch miesiącach wszystko się rozpadło z mojej winy bo nie byłem pewny czego chcę i wszystko szlag trafił. Mocno mnie to zmieniło, pierwsza dziewczyna która się mną zainteresowała i poczułem się jakoś lepiej, tak dobrze i lekko mimo, że to tylko spotkanie to dało mi to siłę niestety tylko chwilową. Pokochałem ją niestety ona miała specyficzny charakter chciałem jej powiedzieć co czuję ale mimo prób nie chciała słuchać i stało się to co się stało. Postanowiłem sobie, że nigdy więcej żadnych kobiet i dziewczyn, nie chcę znów czuć tego bólu po stracie tak bliskiej mi osoby wolę truć się sam nie musi mnie nikt dobijać.
Dodam, że to nie powód mojego stanu by była jasność :).
Heh od razu czuję się lepiej, że mogę się z tym wami podzielić choć pewnie i tak nikt tego nie przeczyta jakoś samo pisanie o tym daje taką ulgę po której złe myśli uciekają i można iść spać w spokoju ducha.
Pozdrawiam :).
_________________
Nie żałujcie martwych. Żałujcie żywych a szczególnie tych, którzy żyją bez Miłości