Całe gimnazjum się stresowałam. Nawet w nocy (budziłam się spocona). Czasem wychodziłam z domu totalnie głodna, ewentualnie wypiłam jedynie kakao (to niestety zostało do dnia dzisiejszego), ponieważ ze stresu nie mogłam nic przełknąć, a jeśli już, to robiło mi się lekko niedobrze. Każdy sprawdzian, kartkówka, odpowiedź - niewyobrażalny stres i co bym sobie nie powiedziała, on nie chciał zniknąć. A przecież słowa "napisz to, co potrafisz" są całkiem uspokajające. No ale nic z tego. Teraz kończę 1 klasę liceum i jeśli już, to stresuję się na matematyce, ale sporadycznie, np. kiedy przychodzi kolej na mnie, by rozwiązać przy tablicy zadanie. Nie stresuję się nawet zagrożeniem z matematyki, dosłownie tak, jakbym wcale nie wierzyła, że ono naprawdę jest. Skąd ta zmiana? A no dobre pytanie.
_________________
"Jeden dzień i nic ponad to. Nie oglądaj się za siebie i nie rozpaczaj nad przeszłością, bo już jej nie ma. I nie kłopocz się o jutro, bo jeszcze nie nadeszło. Żyj w teraźniejszości i uczyń ją tak piękną, żeby była warta zapamiętania." J. Scott Taylor