Jem grzyby, przeglądam podręcznik z matematyki. Przygotowuję do matury pewnego chłopaczka. Ale on kompletnie nic nie potrafi.
Niedawno skończyłam z nim tę godzinną udrękę.
Próbuję się jakoś rozluźnić, ponieważ jeszcze minuta a rzuciłabym w niego zeszytem. Staliśmy już w korytarzu, zauważyłam karteczkę z tematem: poprawa sprawdzianu wyrażenia algebraiczne.
-Mieliście sprawdzian z wyrażeń algebraicznych? Super, co dostałeś?
- JedynkÄ™.
- Kiedy poprawa?
- Za tydzień
- Ale potrafisz już?
- Nie.
Ponieważ próbuję mu wbić do głowy materiał do sprawdzianu, który jeszcze nawet nie został zapowiedziany. Z czym ten chłopak do mnie przychodzi.
Czasami mam wrażenie, że tylko z kartką, żeby zrobić z nim kolejne zadania na ocenę. Potem pytam, co dostał, a on mówi 5.
I jestem cholernie dumna, z niego, mimo tego, że to ja mu te zadania robiłam.
Co za nonsens.
Ale płaci mi forsę, więc jeszcze się przemęczę.
Tłumaczę mu czasami na schodkach. Spójrz proszę idziemy do dołu 5 stopni, potem 5 do góry, więc gdzie jesteśmy?
Wtedy on odpowiada, że na 4, jego abstrakcyjne 4, twierdzi, że stał na 4 i zszedł 5 do dołu. No a gdybyś stał na szczycie i dopiero miał postawić nogę na pierwszym stopniu.
Takie rozmowy.
_________________
W miękkim futrze kota