Witam :) nazywam sie Mateusz i chcialbym podzielic sie z wami moja historia/problemem. Mam 21 lat i mieszkam od 9. roku zycia w niemczech. Jestem malym (166 cm) i bardzo chudym (51 kg) chlopaczkiem ktory czesto w zyciu byl za same gabaryty ponizany. Jesli chodzi o kobiety to szkoda gadac xD, nigdy nie mialem dziewczyny i jestem prawiczkiem. Jednak nie o to w tym chodzi, pisze o tym byscie jak najlepiej umieli sobie mnie wyobrazic. No wiec... jestem typem osoby co jest bardzo (BARDZO!) leniwa i bardzo duzo mysli o zyciu. Zawsze stawiam sobie cele na realizacje w postaci "listy", robie tak od kilku lat, cele sie nie zmieniaja ale realizacji brak... sa to typy celu przestac palic, zaczac cwiczyc itd. byly okresy gdzie stawilem juz pare krokow ale letztendlich i tak wracalo sie na stary syf. Jestem wielkim fanem anime od polowy mego zycia, zawsze fascynowalo mnie jakie mozna madrosci z tego wyniesc jak np banaly typu "nie poddawaj sie" itd. To mnie wlasnie wtedy motywowalo by robic te listy i sie zastanawiac co chce w zyciu zaczac robic/zmienic. Bardzo lubie czytac takze o tym jak ten swiat jest zbudowany (systemowo) przez co coraz bardziej zaczolem nienawidziec tego swiata, mam na mysli to ze ludzie co sa na szczycie nas traktuja jak narzedzia, po tym wszystkim co wyczytalem stwierdzilem ze 3. wojna swiatowa to tylko kwestia czasu i ze nie dozyje starosci. Jednak nie tylko o tym duzo mysle ale np o bogu i zyciu poza smiercia, kiedys w niego nie wierzylem ale teraz jestem pewny ze istnieje bo zaczolem wierzyc w logiczna calosc. Chcialbym zmienic swoje zycie w diametralnym stopniu i przestac byc melonchijna pi*da, zawsze mnie zastanawialo jak glupi jest czlowiek/ja ze mimo tego ze sie wie co powinn sie zrobic to zawsze sie znajdzie pretekst by to przelozyc "na jutro". Byc moze zabrzmi to dla ciebie glupio ale ja uwazam ze gdybym wycisnol z siebie 100 % mojej motywacji oraz umiejetnosci to moglbym zostac nawet najbardziej wplywowym czlowiekiem tego swiata i nie mam na mysli tylko siebie ale kazdego czlowieka na tej ziemi, nawet ciebie. To wrecz fascynujace ze w naszym zyciu najwiekszym wrogiem do realizacji naszych celow jestesmy my sami. Do tego jestem od 4 lat cpunem, wprawdzie jest to tylko marycha ale skoro nie moge z wlasnej woli przezyc bez tego dnia to jestem uzalezniony. Jestem przez to zamulony i calkowicie pozbawiony checi zycia. Najbardziej czego sie przez to boje jest fakt ze zaczynam troche myslec o samobojstwie... jako przyczyne "wmawiam sobie" ze to i tak nie ma sensu i ten swiat jest okropnie zbudowany i nie ma juz szansy na poprawe ale teraz (bedac nawalonym po piwsku) wiem ze to przez to ze trzezwo jestem baaardzo slaby psychicznie. Moim zdaniem jezeli to sie nie zmieni to kiedys napewno to zrobie.
Dziekuje za uwage, mam nadzieje ze sklonilem cie do rozmyslen nad twoim zycie i chocby w malym stopniu tobie pomoge :) prosze o opinie na moj temat, najlepiej by bylo gdyby ktos z was mial podobna sytuacje i mi ja opisal.
Dobranoc