Czy lubicie droczyć się z ludźmi? Co sądzicie o żartowaniu i dokuczaniu?
Przykładowo siostra lub żona zdała prawo jazdy, a ''on'' pyta się czy ma już wydrukować papiery potrzebne do zgłaszania szkody w ubezpieczalni.
Wersja druga.
Mama słyszy jak jej córka jest zapraszana na spacer przez partnera i mówi, że może wzięliby młodsze rodzeństwo. ( Zakładając, że junior ma ich gdzieś, a oni poczuli by się głupio. )
Wersja trzecia.
Siedzicie u znajomych w kilka osób i nagle zaczyna się rozmowa odnośnie zniszczenia auta przez męża jednej stron i nagle zaczyna podpierniczać swojego partnera reprezentant drugiej strony, że ten też jest fajtłapa etc.
Wersja czwarta.
Rodzinne grono, kolacja wigilijna, ojciec mówi do syna, że dobrze że już niedługo, bo jeszcze z rok i w końcu będzie mógł się napruć, bo teraz to on będzie woził. ( Zakładając, że synalek lubił pić z siostrami i braćmi czy wujostwem. )
Sory za takie dzikie przykłady, ale nie mam pomysłów. Niemniej na pewno wiecie o co kaman.
To jest coś w rodzaju zmuszenia kogoś do patologicznych relacji w stylu wdania się w konflikt, kłótnie itp. byleby mieć kontakt z daną osobą.
Ile ja bym za takie coś dał, żeby ktoś mi choć trochę podokuczał np. samą rozmową i wypominaniem głupich zdarzeń w miejscach publicznych lub cokolwiek podobnego... Brakuje mi takiego dokuczania :/ To chyba dlatego, że moje dzieciństwo nie było wystarczająco intensywne i nie zdążyły mi się znudzić te głupoty. Takie relacje są fajne czy toksyczne? Czy to są jakieś końskie zaloty?
Dawno, dawno temu wrzuciłem obcej dziewczynie na przerwie w szkole śnieg za bluzkę ( Od strony pleców. )
Kiedyś chowałem plecak notorycznie jednemu gościowi. Lubiłem go wkurzać.
Ostatnio w pewnym miejscu trochę komuś coś ordynarnie powiedziałem, by zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych i by zacieśnić stosunki czyt. stworzyć patologiczną relację w stylu konflikt.
_________________
Życie to tylko gra, tyle że gra się w nią raz.