W klasie zawsze byłam najlepsza, więc nikt mi nie fikał. Podstawówka, gimnazjum, liceum.
Po drugie, zawsze stawałam w obronie słabszych. I potrafiłam się odgryźć.
Miałam przyjaciela, miałam przyjaciółkę. Drugą, trzecią, czwartą.
Pisząc sprawdziany podpowiadałam wszystkim. Pracą domową też się dzieliłam. Tłumaczyłam. Pisałam wstępy i zakończenia. Odwalałam całą pracę intelektualną w grupie. Chciało mi się, bo lubię takie rzeczy.
Nie uwierzycie, ale pewnego razu mi kupili ładny bukiet kwiatów za to, że nauczyłam ich podobno więcej od niejednego nauczyciela. Ile otrzymałam czekolad, lodów i piw za te pomaganie w ciągu całych trzech lat, bo wspominam tu czasy licealne.
Normalnie byłabym kozłem ofiarnym, bo niespecjalnie lgnęłam do ludzi, ale ubierałam się zawsze ładnie. Zachowywałam naturalnie i to, że kontra nie przychodziła mi trudno, woleli ze mną nie zadzierać.
Czasy studiów. Kiedy pojawia się nowy członek naszej społeczności, zawsze pierwsza nawiązuję z nim kontakt, zaraz po godzinie udając się z nim na wspólny posiłek. Promienieję, uśmiecham się.
Wybadać człowieka, poznać go.
Potem okazuje się, że większość nudnawa, więc kontakt zanika.
_________________
W miękkim futrze kota