Dziś już trochę na spokojniej uff. Przeanalizujmy mój wywód:
1. Bywam (staram się) niemało z ludźmi. Przynajmniej nieporównywalnie więcej niż kiedyś. Zastanawia mnie jednak dlaczego tak ciężko jest skonstruować z kimś nieco trwalszą więź? Być może coś robię źle ale niewiele mam sobie do zarzucenia.
2. Być może uchodzę za nieśmiałego i zakompleksionego człowieka, lecz w istocie takowym się nie czuję. Gdyby tak było to np. nie zagadywałbym do dziewczyn na ulicy. Być może w grę tu wchodzi moje natręctwo jeśli chodzi o przebywanie z ludźmi - doświadczony latami młodości, latami straconymi o skrajnej często samotności - teraz lgnę do ludzi - być może "za bardzo".
3. Jeśli chodzi o zainteresowania - mam wiele takowych, lecz i na tym polu mam mizerne doświadczenie w interakcjach międzyludzkich. Czy wynika to z faktu, że tak mało ludzi ma takie a nie inne zainteresowania?
4. Nie żebym narzekał - obecna moja sytuacja jest o wiele lepsza niż jeszcze 2 lata temu. W międzyczasie znalazłem np. prawdziwego kumpla. Doceniam i zauważam to.
5. Całe to wylewanie żali wzięło się skądinąd z przypomnienia sobie mojej sytuacji sprzed lat. Pragnąc wyjść się zabawić (notabene coś czego nie było w mojej licealnej i gimnazjalnej młodości) instynktownie szukam ludzi aby miło spędzić z nimi czas - najlepiej znajomi, ale każdy z nich ma własne interesy i cele. Rozumiem to.
6. Czasem poszukuję kogoś do zapoznania w internecie. Do tej pory zdarzyło mi się to tylko raz - w ciągu roku - abym zaczął budować jakąś trwalszą znajomość. No, przez pierwszy rok to i tak niezły wynik - lecz z tego co zauważyłem, to albo ludzie na takich forach są albo w gruncie rzeczy niechętni do prawdziwych znajomości albo po prostu trzeba nadawać na tych samych falach?
7. Młodość niszczyłem sobie częściowo sam, poprzez niewiarę w samego siebie. Niszczyli ją też moi rówieśnicy, bowiem często odróżniałem się od nich np. swoimi nieprzeciętnymi zainteresowaniami. Zauważyłem, że to zmienia się wraz z dojrzewaniem, jak myślicie?
8. Nigdy ale absolutnie nigdy nie opowiadałem ludziom o tym co mnie boli i dręczy - ludzie zaaferowani własnym życiem nie mają nawet drobnej chwili i nade wszystko chęci aby wysłuchać drugiej strony - a jak to jest u was? Mi zdarzało się, ze ludzie w otwarty sposób pokazywali, że nie zamierzają słuchać - nieważne czy to kolega czy kumpel. Zawsze zwracali uwagę na to, że oni też mają własne problemy, którym również nikomu czasem nie powiedzą.