Witam Wszystkich!
Postanowiłem napisać tutaj na forum moją historię, gdyż czuję wewnątrz, że muszę się wręcz wyżalić komuś. Przejdę do sedna.
Moja historia zaczyna się dokładnie w marcu 2002 roku kiedy skończyłem 7 lat. Jako wielki ( jak każdy chłopak) fan piłki nożnej poprosiłem mojego tatę, aby zaprowadził mnie do klubu piłkarskiego, abym mógł trenować z moimi rówieśnikami. Teraz może wydać się to dziwnie, ale już wtedy czułem, że moje marzenie się spełniło, mimo że dopiero dołączyłem do sekcji piłkarskiej. Moja "kariera" piłkarza przechodziła kolejne etapy: żaczek, młodzik, trampkarz, junior. Ciężkie treningi z drużyną oraz te wykonywane we własnym zakresie chcąc osiągnąć całkowitą perfekcję, wygrane i przegrane mecze, smutek oraz radość po turniejach były dla mnie czymś bez czego już nie potrafiłem żyć, aż do teraz.
Mój upadek zaczął się 3 lata temu, kiedy to zerwałem więzadła krzyżowe prawego kolana. Było wtedy to dla mnie jak coś w serce. Jednak postanowiłem sobie wtedy, że przetrwam to i nie pozwolę sobie tak łatwo się poddać. Po ciężkiej rehabilitacji mogłem znów założyć strój, korki i wrócić na boisko, jednak jak się okazało tego dnia tylko na 60 minut. Brutalny faul przeciwnika na mnie, spowodował u mnie wystąpienie w późniejszym czasie dyskopatii kręgosłupa i jak później się okazało, dalsza rywalizacja na boiskach mogła się skończyć dla mnie straceniem czucia w nodze. Po raz kolejny nie chciałem się poddać, bo wiedziałem ile już wysiłku włożyłem, aby wrócić. Wizyty u bardzo dobrych prywatnych lekarzy, rehabilitacja, basen pomogły mi uporać się z następną przeszkodą. Chciałem już wrócić, ale..
Było to nie możliwe. W listopadzie 2013 roku, kiedy to już myślałem, że mogę powrócić na boisko mój organizm został wręcz zbombardowany kolejnymi kontuzjami. Potrójne zapalenie stawów (kolanowego i dwóch skokowych) spowodowało, że aktualnie moje poruszanie ogranicza się do pójścia do łazienki. Sposób chodzenia przy bólu spowodowanym zapaleniami nawrócił u mnie problem z kręgosłupem. Powiem szczerze, że leczenie, które odbywam i towarzyszący temu ból nie życzyłbym największemu wrogowi.
Przechodząc do końca. Jestem już na skraju załamania psychicznego. Wytrzymałem naprawdę dużo, walczyłem i z osoby, dla której 2h treningi codziennie były niczym stałem się chyba mogę powiedzieć inwalidą. Płacz jest aktualnie dla mnie codziennością tak jak kiedyś trening. Powoli zaczynam tracić nadzieję na to, że kiedykolwiek będę mógł chociaż pobiegać.
Przepraszam za tak długą treść, ale musiałem. Wiem, że poczuję się lepiej.
Pozdrawiam!