Cześć, mam pewien poważniejszy problem z dziewczyną. Od razu zaznaczę, że nasz przedział wiekowy to 20-22 lata, jesteśmy ze sobą 2 lata. Istotne będzie jeszcze to, że dziewczyna przez ostatni rok żyła na utrzymaniu rodziców, w wynajmowanym mieszkaniu. Oszukiwała ich, że studiuje - oni wysyłali jej co tydzień pieniądze i opłacali stancje, nie robiła nic konkretniejszego. Teraz z początkiem wakacji (od 23 Czerwca) otrzymałem dobrze płatną pracę na pełen etat i przeprowadziłem się do Poznania, zaproponowałem jej że również może (co chyba było moim błędem). Jej rodzice mają gospodarkę, więc normalnie musiałaby wrócić do domu, jednak powiedziała im, że znalazła prace i zostanie w Poznaniu, będzie się sama utrzymywać (co oczywiście było kłamstwem ponieważ jest obecnie na moim utrzymaniu, z resztą jej rodzice nie wiedzą że ze mną mieszka). Od 23 czerwca do 5 lipca było w miarę OK, jednak ostatnie 2 tygodnie to masakra. Dziewczyna praktycznie cały dzień siedzi przed komputerem i ogólnie rzecz ujmując "opierdziela się" (nawet z domu nie wychodzi żeby zakupy zrobić), mi to generalnie nie przeszkadza, jednak problemem jest między innymi jej mały piesek którego przywiozła. (najlepsze jest to, że tego pieska znalazła sobie na internecie w Gdyni specjalnie dla niej po niego jechałem i za niego zapłaciłem, jej rodzice myślą że go po prostu znalazła). Od 2 tygodni przestała z nim wychodzić na spacer, w związku z czym muszę to robić ja (parę razy gdy byłem w pracy piesek narobił kupę w mieszkaniu to musiałem sprzątnąć). To już według mnie przesada - skoro wzięła pieska to powinna sama z nim wychodzić, takie ultimatum jej postawiłem. Ona tego nie rozumie że pies musi wychodzić żeby załatwić potrzeby fizjologiczne, nie jestem w stanie jej tego wytłumaczyć, według mnie jest to po prostu przypadek "lenia całkowitego". Ostatnie dni to same kłótnie, które mnie wykańczają. Ja chcę się po prostu realizować i pracować w nowym mieście, i dodatkowe problemy, jakich mi ona przysparza mnie chyba przerastają. Dodam, że gdy musi coś ona załatwić to ja "mam obowiązek" jej pomóc. Przykładowo podwieźć do dentysty, podwieźć na uczelnie żeby mogła znów papiery złożyć itp, a gdy była sytuacja że ja potrzebuje jej pomocy to nie - bo to moja sprawa. (chodziło o to, że w dniu kiedy przychodzili właściciele mieszkania po pieniądze ja miałem integrację firmową nie mogłem jej opuścić bo chciałem pokazać się z "dobrej strony", a zapomniałem zostawić karty kredytowej żeby miała jak wypłacić gotówkę to poprosiłem żeby przyjechała autobusem - tj. 10min drogi, autobus ma pod blokiem ostatecznie wysłałem jej taksówkę z kartą). Za to gdy ona miała impreze z koleżanką to podwiozłem ją i odwiozłem, mimo że mogła pojechać autobusem - tj. 20min drogi, ale "nie zna miasta".
Fakt, ona czasem zrobiła obiad, jest to jednak na zasadzie że raz robię ja, a raz ona. Czasem zmywa naczynia, na podobnej zasadzie. Jednak to nie rekompensuje problemów i wolałbym, żeby jej tu nie było.
Problemem jest, że czuję odpowiedzialność za sytuacje. Mogę ją po prostu wyrzucić, ale wg mnie to dość nieludzkie. Nie mieści mi się w głowie, żebym mógł ją po prostu wyrzucić z domu. Mogę ewentualnie powiedzieć prawdę jej rodzicom - oni by ją szybko ściągnęli, ale to znowu jest zwykłe "kablowanie" i miałaby ogromne kłopoty. Póki co zastosowałem półśrodek, tzn ona ma swój pokój a ja swój i staramy się sobie nie wchodzić w drogę, ale jej to się nie udaje. Dalej robi kłótnie, denerwuje się że nie wychodzę z psem, żąda żebym ją woził itp. Z psem proponowałem, żeby go odwieźć do jej rodziców, ale oczywiście wściekła się na pomysł (w sumie zabawa z psem oprócz komputera to jej jedyna atrakcja, gdyby jeszcze z nim wychodziła..). Początkowo dodatkowym problemem było to, że w tym mieście mało ludzi znam i przy pozbyciu się jej pozbyłbym się jedynego towarzystwa, ale po wszystkich opisanych sytuacjach na pewno lepiej dla mnie jakby jej tu nie było. Ona sama raczej dość ciężko to przeżywa, może dlatego jest taka zła? W końcu byłem dla niej pewnego rodzaju "paziem" i wiele rzeczy za nią robiłem. Traci możliwość opierniczania się i traci bardzo dobrego pomocnika, to tłumaczy dlaczego nie chce wracać i nie chce zmian.
Spróbujcie wczuć się w moją sytuację i mi doradzić co w tej sytuacji zrobić. Wolałbym żeby jej tu nie było, ale chcę to załatwić humanitarnie i kulturalnie. Z góry dziękuję wszystkim, którzy wytrwali i przeczytali moją historię.