Całą noc nie mogłam spać, więc rozmyślałam nad swoim życiem, nad całą teraźniejszością , a co gorsza nad przyszłością. Zauważyłam, że mam dwie twarze... jedną się obwiniam, a drugą się bronię . Przez to sama z sobą nie mogę dojść do porozumienia. Nie jestem w stanie się określić, zapanować nad swoimi dziwnymi myślami, postanowieniami.
Jedna twarz-ta gorsza bierze na de mną górę. Jednak inni nie wierzą,że taka jestem. Tak naprawdę daje to odczuć tylko domownikom, bo to właśnie wtedy nie wytrzymuję i nie jestem w stanie powstrzymać złości. Czuję się przez nich poniżana, obrażana na prawie każdym kroku. Szczególnie przez mojego 19-letniego brata, który mnie wyzywa . Czuję się wtedy tak nisko, że ma ochotę zrobić straszną rzecz, ostatnią rzecz. Tak naprawdę nigdy nie miałam z nim dobrych relacji. Teraz już właściwie na to czekam aż on wybuchnie i mnie pobije. Staram się do tego przygotować, bo jego słowa tak mnie ranią, że mam wrażenie,że ten ból fizyczny będzie bardziej znośny. No tak naprawdę już od paru lat mnie nie uderzył. Gdy zmienił szkołę miałam wrażenie,że wydoroślał. Już nawet czułam jego szacunek do mnie. Jednak po 18-stych urodzinach stał się nie znośny- tak twierdziła moja mama ja go w sumie broniłam, bo dla mnie był nie tyle miły, ale obojętny. Szczerze mówiąc mnie to nie przeszkadzało, bo nie musiałam się już jego bać.
Mogłam za darmo pojechać na wycieczkę potrzebowałam tylko dorosłego opiekuna, którym został mój brat. Miałam taką nadzieję,że przez ten wyjazd nasze relacje się polepszą.Jednak się przeliczyłam. Nie odnalazł się w towarzystwie, ale to nie moja wina . Nie będę przecież go prowadzić za rękę- w końcu to on jest moim starszym bratem. Ja z wycieczki byłam zadowolona, a on wręcz przeciwnie. Od tego czasu jest dla mnie strasznie, delikatnie mówiąc, niemiły. Traktuje mnie jak sz*tę. Ciągle mu nic pasuje. Za długo palę światło, z pewnością za głośno chodzę, to zapomnę zamknąć garaż. Nic nie robię tylko mu przeszkadzam. Sam skarży się rodzicom, że nic nie robię. Moi rodzice mają gospodarstwo. Pomagam ich tylko gdy mam czas i jak są większe prace tj. żniwa, wykopki i różne takie. Przyznaję,że postawiłam na naukę, a jej mam trochę dużo, więc prawie cały dzień spędzałam przy książkach, a wieczorami lektura czy po prostu sen. Obowiązki, które miałam ustalone z rodzicami wykonywałam tak jak powinnam. Mój brat na mnie narzeka, bo on ma ich więcej. Tylko,że on ledwo co skończył szkołę, a ja mam pasek. Teraz tylko mi dokucza obraża wyzywając od pasożytów. To mnie tak irytuję,że klnę i trzęsę się jak galareta ze złości, a gra na ohydne słowa mnie wykańcza i po prostu zawieszam broń i idę ryczeć. Z tatą w sumie mam dobre relacje, natomiast z mamą nie wiem jak je mam określić. Mama też na mnie wyzywa, obraża - ja nie jestem lepsza, też odpowiem nie tak jak powinnam. Nie potrafię powiedzieć jej, że ją kocham. Może dlatego, że nigdy tego nie usłyszałam. Nikomu nie potrafię powiedzieć: kocham cię, bo tak naprawdę to dla mnie obce słowa. Czuję się źle niekochana i zakompleksiona dziewczyna. Wstydzę się tego, że jestem ze wsi. Jeden taki powiedział mi,że jestem wieśniarą. Moim zdaniem jakby się tego brzydził, w sumie ja też. Wstyd się przyznać przed nowymi znajomymi: jestem rolnikiem. Te kompleksy przez niego: jestem gruba, wieśniara, brzydka. Jednak stopnie od dupka mam lepsze, jednak u niego najważniejszy jest wygład i pieniądze. Boję się nawet nowej szkoły, bo przecież wieśniara wśród mieszczan! Chłopka też przez to nie znajdę, bo ja się siebie brzydzę to co dopiero płeć przeciwna.Wkurzają mnie dziewczyny, które szczerzą się do wszystkich szczególnie starszych chłopaków. Ja tylko do młodszych, bo przy nich czuję się pewnie.
Druga twarz: sympatyczna. Powiedziano mi, że mam charakter nie charakterek! Czuć ode mnie ciepło. Lubię porozmawiać ze starszymi, wymienić z nimi poglądy, pogadać o prawdziwym życiu, realizować swoje cele, pasje. Lubię pomagać młodszym, bawić się z dzieciakami, staram się być sympatyczna dla wszystkich. Mam dobre stopnie, wzorowe zachowanie( w szkole, bo w domu...), gram,śpiewam. Mam na koncie sukcesy. Jednak gdy po szczęśliwym dniu( po konkursie,który wygrałam) w domu byłam smutna i płakałam. W domu nigdy nie jestem doceniona. Na ostatnim zakończeniu roku szkolnego moja mama dostała list gratulacyjny, a ja stypendium. Ryczałam, bo myślałam, że w końcu dałam mamie powody do dumy. Jednak po skończonym apelu mama powiedziała do mnie tylko:''Kopertę możesz mi oddać'' Tyle. Byłam tak smutna, że zrobiłam się niemiła i znowu ryczałam, ale nie ze szczęścia tylko... nie wiem jak nazwać to uczucie.
Tak naprawdę nie wiem co miałam na myśli pisząc ten post, jednak oczekuję jakieś podpowiedzi... albo nie wiem czego. Sama nie wiem co bym pod takim postem napisała. Z obiektywnej strony chyba bym pocieszała, ale przecież nie mogę pocieszyć samej siebie. Pewnie nikt tego nie przeczyta, ale trochę mi ulżyło. Dzięki... klawiaturo.
_________________
Jeśli nie jesteś sobą, jesteś nikim.