Przepraszam że po raz kolejny piszę tu z moimi "problemami z dupy", ale muszę gdzieś wylać swoje żale.
Pewnie w jakiś sposób już wiecie, że mieszkam za granicą.
Dzisiaj miałem swój pierwszy normalny dzień w szkole. Ale o tym później.
Zacznijmy od tego, że cały mój pobyt w Wielkiej Brytanii przesiedziałem na komputerze. Nie mam żadnego hobby, ale to nie tak, że nic mnie nie ciekawi, interesuje mnie wiele rzeczy, ale do żadnej nie mogę się przywiązać.
W Polsce zostawiłem wszystko co miałem - przyjaciół, rodzinę. Czy chcę wrócić? Nie. Dlaczego? Mojej mamie pękło by serce jakbym wrócił. Nie chcę jej tego robić. Ona poświęciła większość swojego życia dla mnie, muszę jej chyba dać coś w zamian, prawda? Równocześnie z każdym kolejnym dniem jest mi coraz ciężej.
Z przyjaciółmi utrzymuję kontakt, ale to dla mnie za mało. Dziewczyna? Nigdy w sumie żadnej nie miałem. Myślę, że to ze mną jest coś nie tak.
Wracając do szkoły. Mam w klasie jednego Polaka, ale jest typem człowieka, który nigdy, nawet w najmniejszym stopniu nie zastąpi moich przyjaciół z Polski. Może i mam w klasie dziewczynę, która mi się podoba. Tak, świetnie: nieśmiałość + brak doświadczenia z dziewczynami + mój Inglisz + niska samoocena. Naprawdę wiele w tej kwestii zrobię.
A ona mi się w sumie tylko podoba, nawet nie znam jej prawdziwego imienia! (pewnie bym go nawet nie wymówił)
A no właśnie, angielski. Znam go tylko teoretycznie. I niby z pisaniem i gramatyką jest u mnie świetnie (niektórzy to totalni analfabeci nie umiejący poprawnie napisać słowa "today"). Widziałem zdziwienie na twarzy innych, kiedy powiedziałem że jestem tu tylko kilka miesięcy. Ale z rozmawianiem i ogólną komunikacją radzę sobie 5x gorzej. Zdaję sobie sprawę z tego, że się nauczę, ale czy jej sens czekać na to, aż opanuję angielski? Prawdopodobnie najlepsza lata życia uciekają mi przed oczami, a ja mam czekać?
Dodam, że szkoła przynosi mi przyjemność. Tak, dobrze przeczytaliście. Kiedy wy w Polsce tylko czekacie na dzwonek na przerwę, ja marzę żeby lekcja nigdy się nie skończyła. No i tu mój kolejny problem, gdyż mam lekcje tylko 3 razy w tygodniu! Dla mnie to za mało.
Zalewa mnie wolny czas, ja dosłownie już rzygam wolnym czasem.
Każda kolejna godzina jest męcząca jak detoks dla narkomanów.
ReasumujÄ…c.
Bardzo łatwa szkoła, tylko 3 razy w tygodniu, bardzo dużo wolnego czasu, możliwość ciągłego siedzenia przed monitorem, 0 stresu, sam odpoczynek...
Brzmi pięknie? Pięknie nie jest.
W sumie męczy mnie to użalanie się nad sobą.
Wiecie mniej więcej o co mi chodzi.
Myślę że problem pochodzi nie z zewnątrz, a z wnętrza.
Czy jest tu jakieÅ› rozwiÄ…zanie?