Chęć powrotu do szkoły często wynika z konfrontacji z życiem dorosłym, obowiązkami, pracą, rachunkami, często brakiem perspektyw życiowych i celu - byłeś dzieckiem, musiałeś tylko chodzić do szkoły, wszystkim innym zajmowali się rodzice.
Niejako kojarzy się to po prostu z beztroską, choć wcale tak nie musiało być.
Są tacy, których w szkole tylko albo tłukli albo się wyśmiewali, nierzadko taki potem w życiu się mści, zwłaszcza jak się dorwie do jakiegoś stanowiska kierowniczego.
Jednak każdy w miarę ogarnięty człowiek, może sobie w dzisiejszych (rzekomo najgorszych od prehistorii ) czasach całkiem dobrze poradzić.
- w szkole musiałem siedzieć 8-10 godzin i się nudzić, w pracy sobie też posiedzę, ale przynajmniej mi płacą za to
- po pracy mam wolne, w szkole musiałem jeszcze mieć zatrute życie pracą domową z pierdyliarda przedmiotów
- sprawdziany, kartkówki, egzminy, odpytki przy tablicy
- zasuwanie do szkoły zatłoczonym autobusem, i to z przesiadkami - teraz mam jeden z pod domu prosto do roboty
- wf i przebieranie się kiedy na dworzu minus 20 i kuźwa rozgrzewka w nieogrzewanej sali (ogrzewaną dostawały dziewczyny)
- prócz fizyki i historii niemal każdy przedmiot mnie nudził i człowiek jak ta Penelopa z Odysei odliczał czas do końca
- rasistowscy nauczyciele
- na niemieckim ( to było w Niemczech, więc ten niemiecki w sensie jako odpowiednik polskiego u nas ), co lekcja recytowanie z pamięci poezji Friedricha Hölderlina, bo nauczyciel-kretyn miał taki fetysz, jak się raz pomyliłeś to na dokłądkę dostawało się do nauki poezje Therese Chromik ( baba gorzej przynudza niż Orzeszkowa w "Nad Niemnem")
- oczywiście zawsze żal niektórych kumpli i są miłe wspomnienia z odwalania czegoś na przerwach czy lekcjach, ale i dzisiaj mam dobrych przyjaciół i nie czuję wielkiej tęsknoty za klasą i szkolnymi murami
Ja jestem zdania, że na studiach jest o wiele fajniej, za "budą" w ogóle mi nie tęskno.