To mój przypadek.
W II gimnazjum zakochaliśmy się w sobie, będąc w związku przez 2,5roku, do bez mała końca I liceum. Następnie przez kolejne 2,5 roku nie byliśmy parą, coś jednak nas do siebie ciągnęło. Miał kilka dziewczyn w tym czasie ale spotykaliśmy się co nie raz, choć nie powiem, żeby to było przyjemne, a nawet bolało mnie to gdzieś w głębi. Nasze ścieżki splatały się, po czym drastycznie oddalały.
W wakacje 2010 zaszłam w ciążę, on rzucił szkołę i wyprowadził się do stolicy. Miał tam załatwioną pracę. Ja zostałam sama.
Po studniówce, następnego roku, widząc mnie samą i stroskaną, przyznał się do błędu i wyznał, że chce ze mną być mimo wszystko i już do końca.
W marcu poprosił mnie o rękę, w sierpniu wzięliśmy ślub.
Może to brzmi dennie, ale przeżyliśmy razem na prawdę wiele. To jedyna osoba, z którą dziele tyle wspólnych trosk, przed którą nie czuję wstydu. Widział mnie w tylu krępujących sytuacjach, a zawsze potrafił znaleźć jakieś pokrzepiające słowo. Czuwał nade mną w szpitalu, kiedy miałam zagrożenie przedwczesnym porodem, masował mi krzyż, kiedy przyszły nieziemskie bóle porodowe. Widział tą krew, ten pot i łzy, a patrzył się z takim uwielbieniem, jakbym była księżniczką na różowym jednorożcu. Dbał o mnie w połogu, masował, przebierał, mył.
Pracuje ciężko żeby nam niczego nie brakowało, tyrając po 12h, czasem dłużej, trudniąc się tyloma sprawami, że nawet ja nie nadążam.
Jest na prawdę dobrym mężem i wspaniałym ojcem.
_________________
przestrzegaj regulaminu młody człowieku.