Witajcie, mam pewien problem, z którym sam sobie nie potrafię poradzić. Piszę tutaj, bo być może ktoś z Was miał podobny problem i wie, co z tym zrobić.
Otóż mam 18 lat i około 5 lat temu mój ojciec zdenerwował się i zaatakował fizycznie moją mamę. Fizycznie nic wielkiego jej się nie stało, ale psychicznie sami się domyślacie jak mocno ją skrzywdził. Wcześniej moje stosunki z ojcem (bez skojarzeń proszę
) były świetne, ale od tego czasu drastycznie się pogorszyły. W tej chwili praktycznie nie mamy kontaktu, rodzice są po rozwodzie, mieszkam z mamą.
Ojciec jest uzależniony od hazardu, impulsywny, potrafi trzasnąć drzwiami jak się wkurzy. Jest egoistą. Stracił rodzinę, stracił kontakt z synem i mimo, że próbował go odbudować to zaprzepaścił swoje szanse mając "ważniejsze" sprawy. Z tego co wiem nie ma praktycznie przyjaciół, co najwyżej jednego, trochę dwulicowego kumpla. Opowiada niesmaczne żarty. Jednym słowem brak mu klasy.
Po co to piszę? Bo mam ojcowski kompleks. Nie zawsze, ale to wraca. Boję się, że skończę tak jak on, kiedy zdarzy mi się zrobić coś w "jego stylu", kiedy widzę jak bardzo jestem do niego podobny albo kiedy moja mama powie mi, że zachowuję się jak on.
Co mogę z tym zrobić? Myślałem o wolontariacie. ¯eby poczuć, że nie tylko potrafię krzywdzić ludzi wokół, ale potrafię też coś komuś od siebie dać. Było we mnie bardzo wiele goryczy, nienawiści wobec ludzi i to czasami wypływa. Nie lubię tego swojego egoizmu, bo to przypomina ojca. Może ten wolontariat jest rozwiązaniem?
No i bonus :)
Zdarza mi się czasami powiedzieć za dużo, zranić kogoś. Oczywiście nieumyślnie, bo nie chcę nikogo krzywdzić. Mogę tylko za to przeprosić, bo nikt nie jest idealny. Pytanie czy da się i czy warto walczyć z taką niewyparzoną gębą? Czy zaakceptować to i przepraszać, kiedy coś się źle zrobi? W końcu słowa to tylko słowa, ważniejsze są czyny, czyż nie?