Hej, mam na imię Julka i w tym roku kończę gimnazjum. Nie uczę się najlepiej, z przedmiotów ścisłych to w ogóle jestem kaleką. Nie mam głowy do nauki, czasami siedzę po kilka godzin i nic mi nie wchodzi. Nie mam koleżanek bo jestem inna od tych w mojej okolicy. Nie lubię alkoholu, czy papierosów. Niedawno poznałam chłopaka, który chodzi do 2 klasy szkoły zawodowej na kucharza. Rodzice zawsze powtarzali mi bym znalazła sobie jakiegoś bogatego faceta po studiach. No na razie nie mieli nic przeciwko bym się z nim spotykała, sama myślałam, że to tylko kolega, ale do czasu. Do tej pory umawialiśmy się razem tylko na rolki. Byłam zaskoczona, że on umie jeździć, ale to nawet dobrze. Kiedyś pojechaliśmy na taką długą wycieczkę, świetnie się bawiłam. Czas przy nim płynął bardzo powoli. Poszliśmy przez jakiś skrót, przez pola i w pewnym momencie zgłodniałam. On znalażł gdzieś marchewki i pietruszkę na tym polu, opłukał w rzece i zjedliśmy. Oczywiście wiadomo, że się nie najadłam bo kto by się najadł pietruszką czy marchewką, ale trochę mi było lepiej. Później wyszliśmy na drogę obok sklepu, ale nie mieliśmy pieniędzy, więc nie kupiliśmy żadnego jedzenia. W końcu on zaprosił mnie do siebie do domu, zgodziłam się. Kiedy zajechaliśmy, kazał mi iść do swojego pokoju, bo powiedział, że coś ugotuje. Byłam zaskoczona. No ale poszłam do tego pokoju, udostępnił mi swój komputer i telewizor, więc te 30 minut jakoś wytrzymałam. W pewnym momencie wchodzi i mówi, że zaprasza mnie do kuchni. No to poszłam z nim, wchodzę a tam talerze i sztućce elegancko porozkładane, czuje zapach Spaghetti i pytam się, czy to Spaghetti, a on mówi, że tak. Jednocześnie przeprosił mnie, że jako kucharz to powinien się bardziej wysilić, ale nie miał siły i miał ochotę na Spaghetti. Dla mnie to bez różnicy, ja bardzo lubię Spaghetti. W domu rzadko mama gotuje, więc często tego dania nie jadam. Zrobił tyle tego makaronu, że jeszcze sporo zostało. Tak się najadłam, że nie miałam siły odejść od stołu. On powiedział, że zostawi sobie na kolacje, albo jego mama jak wróci z pracy to zje. Chciałam mu pomóc zmyć naczynia, ale się nie zgodził. Sam to zrobił. Później odprowadził mnie do domu, podziękowałam mu za wspaniale spędzony dzień i poszłam do siebie. Weszłam do domu w bardzo dobrym humorze, rodzice się mnei nawet pytali ''co ty taka szczęśliwa?'', a ja odpowiedziałam, że jestem padnięta i, że idę się położyć. Tak sobie leżałam i zaczęłam rozmyślać. W końcu doszłam do wniosku, że los się do mnie uśmiechnął i teraz mam z kim wspólnie wychodzić. No i tak to leciało do pewnego czasu. Rolki/kino/spacer/wspólne gotowanie - nigdy nie byłam dobra w kuchni. Pomogłam mamie coś pokorić i to na tyle, jednak teraz poczułam, że to jest fantastyczne. Podczas któregoś spaceru, Marcin powiedział mi, że bardzo mu się podobam, że jestem inna niż reszta dziewczyn. Na początku myślał, że będę dla niego tylko kumpelą, jednak poczuł coś do mnie szczególnego. Zaczerwieniłam się, ale zdałam sobie sprawę, że ja do niego też coś czuje. Kilka minut później pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Kiedy powiedziałam o tym rodzicom, strasznie się zdenerwowali i naskoczyli na mnie. Oni nie myśleli, że ja z nim wejdę w związek. Natomiast ja byłam mega szczęśliwa. Mama i tata zaczęli mi prawić morały, że powinnam znaleźć sobie faceta po studiach z kasą, a nie kogoś po zawodówce. Jednak ja wiem, że on jest inny. Jego siostra ma córkę i często chodziłam z nim, bo jest jej wujkiem i z tą małą na spacery. Na prawdę kiedy widziałam jak on lubi dzieci i jak potrafi się nimi zajmować to byłam w szoku. W ogóle miałam z nim dużo wspólnych tematów do rozmowy, więc było cudownie. Jest dobry z angielskiego, zresztą tak jak ja. Mówił, że bez języka i w Polsce w dzisiejszych czasach to trudno, a ja się z nim zgadzam. Jak się nie znajdzie tutaj pracy a zna się jezyk to można wyjechać za granicę. On robi w dobrej restauracji, nie w jakiejś budce z kebabem więc doświadczenie ma. Ja przy nim nauczyłam się wielu technik i w ogóle poznałam kuchnię od innej strony niż ta, którą widziałam w domu. Dla niego to jest pasja, po prostu bardzo to kocha i powiedział, że gdyby raz jeszcze miał wybrać szkołę, to nie zamieniłby jej na żadną inną. I tutaj pojawia się problem, bo ja do tej pory nie wiedziałam do jakiej szkoły chcę iść. Odrzucałam liceum bo nie dała bym sobie rady, jednak moi rodzice mnie tam pchają na siłę bo chcą żebym zdała maturę i poszła na studia. Ja przy Marcinie dużo się nauczyłam i też chciałabym podąrzać w kierunku gastronomicznym. To jest coś co mnie przy nim zainteresowało, a zainteresowań nie mam zbyt wielu. Kiedy oświadczyłam rodzicom, że chcę iść do zawodówki na kierunek gastronomiczny to dostałam niezłą reprymendę. Myślałam, że oni mnie tam rozerwą. Kiedy powiedziałam o tym Marcinowi to on powiedzmy wziął sprawę w swoje ręce. Poszedł do moich rodziców i powiedział im, że dla nich powinno się liczyć moje dobro, to żebym była szczęśliwa. A nie mogę być szczęśliwa, robiąc coś co mnie nie interesuje. ¯e moi rodzice powinni bardziej zwrócić uwagę, na to co ja chcę, a nie na to co oni chcą. Wtedy opowiedział im o sobie, że jego mama też chciała go wysłać do technikum, lecz on nie chciał. Też miał niezłą awanturę w domu, jednak teraz jego mama widzi, że jest bardzo szczęśliwy. Dla nich też powinno się liczyć, bym to ja była szczęśliwa. To nic nie dało, kiedy on poszedł to moi rodzice zaczęli na mnie najeźdżać po raz kolejny i mówią, że nie mogą słuchać o tej zawodówce. Ja się słabo uczę, nie dam sobie rady w liceum, a w technikum jest mało zajęć praktycznych. Chciałabym coś robić, mieć doświadczenie. W pewnym momencie przestałam się odzywać z moimi rodzicami, jednak oni mi oznajmili, że jeżeli pójdę do zawodówki to pożałuję i, że nie pomogą mi finansowo. Mam sama o siebie zadbać, sama się utrzymywać i wtedy zobaczę jak to jest. Nie wiem kompletnie co robić, mógłbym mi ktoś pomóc. Jak przekonać rodziców do mojego wyboru? Miał ktoś kiedyś taką sytuację? Przejdzie im to w ogóle, czy oni tak na serio to mówili, bo kompletnie nie wiem co mam robić. Marcin powiedział, że się mną zaopiekuje i najwyżej zamieszkam u niego, ale ja sobie tego nie wyobrażam. Nie chcę z nim tracić kontaktu bo go kocham. Ale nie chcę też tracić kontaktu z moimi rodzicami. Jednak do zawodówki nadal chcę iść. Nie wiem co robić, pomocy!?