Powiem tak: wszystko ch... Nie mam przyjaciół. Nie mam dziewczyny. Nie mam gdzie i z kim wyjść. Nie udało mi się wynieść znajomości i przyjaźni z podstawówki, gim i liceum. W podstawówce miałem przyjaciół, oczywiście. Byłem też dręczony jak to chłopcy do bicia. W gim też miałem kolegów i paczkę 3-4 przyjaciół, jednak po skończeniu gim te znajomości się urwały, tak samo byłem też wyśmiewany i gnębiony. W liceum nie miałem życia towarzyskiego. Poszedłem do szkoły policealnej: miałem kolegów, ale te znajomości się urwały bo nie były to przyjaźnie na dłuższe lata tylko koleżeństwo na zajęcia 1 na tydzień czy na dwa tygodnie, rzuciłem szkołę. Poszedłem na studia - po semestrze zrezygnowałem, bo pomijając zniechęcenie plus to że nienawidziłem się uczyć przez złe skojarzenia z wspaniałym szkolnictwem, oczywiście zauważalna jawna arogancja u wykładowców (nie tylko według mnie) i znieczulica u innych jeśli chodzi o relacje towarzyskie mnie dobiły. Nie byłem odludkiem, ale jedna osoba mi powiedziała że "jestem niekomunikatywny" (bzdurny wniosek), zdarzyło mi się obgadanie mnie za plecami, reakcje na próby budowania relacji u innych były dziwne (gapienie się jak na idiotę który chce dołączyć do paczki albo zwykła ignorancja) krótko mówiąc rówieśnicy się na mnie "wypięli". Teraz jestem w pracy na umowe zlecenie i nie tak że brakuje mi kolegów (pracują sami młodzi), atmosfera jest ogólnie ok i ogólnie nie narzekam nawet jeżeli jest ciężko ale znowu nie liczę na dłuższe znajomości bo wiem jak to jest w życiu gdzie wszyscy dbają tylko o siebie, swoje koneksje i swoje wlasne sprawy bez patrzenia na innych, a nawet gdybym miał zamiar to nie mam pojęcia jak to zrobić. Martwi mnie, że nikogo sobie nie mogę znaleźć na jedno zas..ane wyjście na piwo - JEDNEJ osoby (poza siostrą, która myśli że nie mam problemu), o połówce nie wspominając. Widzę, że osoby niewiele starsze ode mnie mają już dzieci, biorą śluby...dobija mnie to. W ludzi już nie wierzę: po prostu są chamscy, zadufani w sobie, oportunistyczni i naprawdę nie wiem czym sobie zawdzięczają to czego ja nie mam. Nie jestem z bogatej rodziny gdzie na wszystko stać było moich rodziców żeby mnie szanowano i respektowano już od małego bo nie oszukujmy sie, tak to dziala: liczy sie kolesiostwo i pochodzenie i rozbiłem sobie tylko nos tymi wszelkimi "motywacjami" w internecie, poradnikami itp., a nie wiem jeszcze co ze mną będzie w przyszłości, jak sobie wszystko ułoże. Wszystko ch... również ze WSZYSTKIM czego się tkne: zawsze jestem na końcu, najgorszy z nauki, w sporcie, w relacjach towarzyskich, a teraz w pracy (ostatnio wyszło), nieważne jak bym się starał czy nie starał. czy to że jestem traktowany chamsko albo ignorowany to skutek czegoś co leży we mnie czy jakaś inna magia za tym stoi?