Do założenia tego tematu skłoniła mnie moja aktualna sytuacja w sprawach damsko-męskich i przemyślenia z nimi związane. Wygląda to tak że mam 18 lat, nie mam i nigdy nie miałem dziewczyny. Wydaje mi się że w tym wieku wiele osób, chyba większość, ma za sobą już jakiś mniej lub bardziej udany związek. Ja nie miałem i nie mam żadnego z różnych powodów. Gdy miałem <16 lat, nie zależało mi na wyglądzie. Z perspektywy czasu uważam że zaniedbywałem się w tej kwestii, zresztą miałem swoje zainteresowania, rozmawiałem z kolegami, koleżanek nie miałem i w sumie nie przeszkadzało mi to bardzo. Obecnie natomiast czuję coraz częściej że chciałbym mieć tą bliską osobę. Nie wiem, może chodzi nawet o jakąś bratnią duszę, przyjaciela, a nie konkretnie o dziewczynę. Nie jestem osobą która ma wiele znajomości, mam swoje zainteresowania które mogłyby zaciekawić niewielu ludzi. Chociaż może przesadzam, w każdym razie bardzo daleko mi do takiego typowego nastolatka/nastolatki z miarę dobrego liceum, który ogląda Grę o Tron i Breaking Bad, może się pochwalić ćwiczeniem na siłowni, trenowaniem siatki czy smoczych łodzi. Jest też w tym trochę mojej winy, mianowicie dostrzegam że zamykam się trochę w tym swoim własnym świecie.
Jestem osobą niewierzącą. Jak miałem 6, 8, 10 lat to wierzyłem w Boga bo słyszałem że takowy jest toteż przyjąłem ten fakt do wiadomości bez większych przemyśleń. Ale potem przemyślenia się pojawiły i obecnie całkiem odrzucam istnienie Boga. Słyszałem że przeciwieństwa się przyciągają, ale ja chciałbym aby moja dziewczyna była podobna do mnie w kwestiach światopoglądowych. W przyszłości chciałbym mieć tylko ślub cywilny, natomiast nie widzi mi się ślub kościelny. Nie mam bierzmowania ale z tego co wiem, nawet bez niego można mieć ślub kościelny, jednak nie jest dla mnie zachęcająca perspektywa księdza, tej boskiej otoczki, budynku kościoła. Z tego powodu od około roku trzymam się zasady że moja ewentualna dziewczyna musi być ateistką czy agnostyczką i w przyszłości chciałaby zawrzeć tylko ślub cywilny.
Poza tym, staram się myśleć przyszłościowo i gdyby po iluś latach pojawiły się dzieci, to, gdybym miał wierzącą małżonkę, mogłyby powstać kłótnie związane z wychowaniem tych dzieci. ¯ona mogłaby chcieć wychowywać je w duchu katolickim a ja w świeckim i konflikt gotowy.
Czasem jednak zastanawiam się czy nie podchodzę do sprawy związku zbyt poważnie. Jak widać, zależy mi na takim samym światopoglądzie dziewczyny, wybiegam też daleko w przyszłość, aż do posiadania dzieci. Wiem, że rzadko się zdarza aby pierwszy związek był tym na całe życie, ale jeżeli się do tego nie podchodzi w ten sposób, to jak inaczej? Trochę dziwne wydaje mi się mieć ukochaną osobę i gdzieś tam głęboko w sobie trzymać takie myśli, że to raczej nie na bardzo długo.
Mam 18 lat, dziewczyny brak, a chciałbym, jednak wybierając tylko ateistki (bądź może po prostu dziewczyny które nie chciałyby ślubu kościelnego), z góry skreślam nie wiem jak dużą ich część... 80 procent, 90? Miałem niedawno taką sytuację: na czacie internetowym poznałem dziewczynę i pisałem z nią przez 2 dni. ¦wietnie to się układało i w końcu ona zasugerowała że jest mną zainteresowana jako swoim chłopakiem. Nie ma 100% gwarancji, że coś by z tego wyszło, jednak bardzo, bardzo możliwie, że udałoby się. Odrzuciłem jednak tę propozycję. Były różne powody, ale jeden z nich to był właśnie fakt, że owa dziewczyna jest osobą wierzącą.
Postępując w ten sposób, w najbliższych latach mogę znaleźć wiele dziewczyny którymi byłbym zainteresowany, jednak na przeszkodzie stałaby wiara, czy szeroko rozumiany światopogląd. Już jedną dziewczynę w ten sposób odrzuciłem, a tym sposobem rozumowania mógłbym zapewnić sobie samotność do trzydziestki albo dalej. Toteż nachodzi mnie myśl, czy nie biorę tego tematu zbyt poważnie? Może powinienem otworzyć się na dziewczyny o odmiennych przekonaniach religijnych, co więcej, nie myśleć aż tak o przyszłości związku, o ślubie, o dzieciach, a bardziej żyć chwilą dzisiejszą. Tak jak pisałem, nie jestem nastolatkiem o typowych zainteresowaniach, który świetnie dogaduje się z rówieśnikami (jakby tak było to już chyba kogoś bym miał), toteż nie mogę być bardzo atrakcyjny, a odrzucanie wszystkich dziewczyn o innym światopoglądzie to kolejne, duże ograniczenie.
Wydaje mi się, że moje wyczulenie na te sprawy to przejaw dojrzałości i troska o przyszłość i brak konfliktów w związku, jednak postanowiłem założyć ten temat aby poznać wasze opinie i to, jak wy do takich spraw podchodzicie. Chętnie podyskutuję. Pozdrówki