Cześć i czołem, albo i skronią.
Całkiem przyjemnie jest mieć tę świadomość, że nie ja jedna daję domowe koncerty i tym samym daję też niezłe powody (poza tymi, które daje samym ubiorem i kolorem włosów, a raczej ciągłą jego zmianą) moim sąsiadom do patrzenia na mnie spode łbów, kiedy to przechodzą obok mnie schodami z siatką pełną ziemniaków na niedzielny obiad, bo w końcu wizyta w kościele jest na tyle wyczerpującą formą aktywności duchowej (a to też męczy, zwykle bardziej jeśli się w tę całą szopkę nie wierzy i wierzyć nie chce) i spędzania czasu, że muszą po przyjściu się naprawdę solidnie posilić.
Dzięki nam mogą też przy tym obiedzie- na przekór przedszkolnej zasadzie numer jeden- rozmawiać, bo nowy samochód tych spod trójki okazał się być tematem, który może po jakimś czasie znudzić.
Ja choć nie wierzę w moc sprawczą słowa zamiast życzyć Ci aniołów, życze cierpliwości Twoim sąsiadom i nie tylko tym najbliżej mieszkającym.
Aż muszę spytać ile masz lat, co robię właśnie teraz.
O, teraz.