Zacznę może od tego, że mam 21 lat i męczy mnie to, że jestem samotny. W weekendy, andrzejki, walentynki, sylwestra itp siedze w domu, bo po prostu nie mam gdzie ani z kim wychodzić. Nie jestem jakimś odludkiem, który stroni od ludzi, bo na uczelni z większością można pogadać o wszystkim. Prawda jest niestety taka , że w moim wieku każdy już ma jakieś swoje grono osób i nie wpuszcza do nich osób postronnych. Np. może to głupie o tym wspominać, ale w liceum nikt mnie nie zaprosił na 18-tke. Niby mam hobby, zainterosowania, ale one mnie nudzą ( sorry ale chodzenie wiecznie samemu na mecze, na rower, do kina to nic fajnego ) Jak każdy marzę również o szczęśliwej miłości. Ale ona mnie nie spotka raczej, nie wierzę w to ( chyba że stanie się cud). No bo niby dlaczego? Po pierwsze jestem brzydki, po drugie nigdy nie miałem dziewczyny , nie całowałem się, nic z seksu itd ( pewnie jak powiem to kiedyś jakiejś dziewczynie to mnie wyśmieje i uzna za dziwnego), po trzecie zawsze jak się zakochuje to nieszczęsliwie ( jedyne na co mogę liczyć to przyjaźń), po czwarte dziewczynom podobają się chłopcy, którzy są chamscy i ich nie szanują i ogólnie są źli, niekulturalni itd, ja jestem raczej taki miły, co zawsze pomoże dziewczynie, pocieszy, szanuje dziewczyny, ale co z tego? Nikt tego nie docenia, jestem fajny jako kolega. nawet myślalem o tym, czy nie zmienić się w chama, ale bez sensu udawać kogoś kim się nie jest. Wszyscy już sobie znależli kogoś tylko nie ja ( np. ja na studniówkę nie miałem kogo zaprosić), niektórzy już nawet planują ślub, są zaręczeni mają dzieci. Nigdy nikogo nie mieli takie głupki i brzydkie osoby jak ja, jestem chyba zbyt nudny i za brzydki żeby mieć fajną dziewczynę. Czasem wydaje mi się ,że jedyne co mi się w życiu udaje to to, że czasem zdam kolokwium czy egzamin ( a i z tym mam nieraz problemy). W sumie piszę tu tylko po to, żeby się wygadać, bo mi się już chyba nie da pomóc. ale to jest mega smutne, że w wieku 21 lat juz mam świadomość że czeka mnie samotne życie.