Jak w temacie. Poznałam mężczyznę. Warto tu zaznaczyć, że jestem borderem i jestem ciężkim człowiekiem.
Początki były cudowne, długie rozmowy tel, spotkania, wszystko zapowiadało się obiecująco.
On pracuje od rana do 17 (mniej-więcej), wcześniej w pracy do mnie odzywał, aż nagle.. przestał.
Rozumiem bardzo wiele rzeczy, jestem strasznie wybuchową osobą, ale kiedy mi się wytłumaczy to potrafię wykazać empatią. Kiedy podjęłam pierwszą próbę, oznajmił mi, że nie ma kiedy się 'wysrać' a co dopiero do mnie napisać. Po kilku dniach będąc ze znajomymi poczułam się dość niezręcznie, kiedy koleżanka powiedziała, że jej facet jest w pracy a na okrągło z nim pisze. Każdy zaczął się śmiać, że jestem weekendową zabawką. Nie wierzyłam w to, zdenerwowałam się i próbowalam do niego wydzwaniać. Pokłóciliśmy się, powiedział, że nie wie po co te sceny i mam dalej słuchac znajomych, po czym się rozłączył. Nie mogłam znieść tego odrzucenia, złość i smutek narosły na taką skale, że zrobiłam głupotę i wylądowałam w szpitalu. O 5 nad ranem mu to napisałam, a on, że idzie spać i nie wie po co te jazdy (generalnie mnie zlekceważył).
Po wyjściu od szpitala minęły 2 dni. W ciągu tych dwóch dni próbowałam się dowiedzieć o co mu chodzi, dlaczego mnie zaczął lekceważyć z dnia na dzień, mówi 'uspokój się kobieto', na moje wszelkie pytania odnośnie końca naszej znajomości odpowiada zaprzeczajaco. A na pytanie czy go zniechęciłam swoim zachowaniem odpowiada, " po co te sceny? " nie wiem co myśleć. Jestem w rozsypce. £atwiej byłoby, gdyby mi powiedział, ze mam się odwalić (bo to dla niego za wiele) niż ta obojętność i durne uspokajanie w stylu "wyluzuj".
Ja nie potrafię wyluzować. Co robić dalej z nim?