Chciałem się wyżalić... Przypuszczam że mało kto to przeczyta, ale jeśli ktoś dotrwa do końca to będzie dobrze.
Szczerze mówiąc nie wiem czy cokolwiek mi to da, ale tą całą opowieść chciałem z siebie wyrzucić...
Byłem z dziewczyną piękną, mądrą, normalną, nie typową lalą, sama miała cukrzyce, trafiła do szpitala i tam właśnie zaczął się nasz zwiazek. Ma bardzo fajnych i takich normalnych rodziców, zawsze byłem przez Nich bardzo dobrze traktowany, czasami zdarzało się tak, że czułem się lepiej traktowany przez jej rodziców, niż przez Nią samą. Ja sam jestem jakims przeciętniakiem, całkiem inteligentny, nawet przystojny, ale która by takiego chciała. 3 dni po skończeniu 17lat zaczeliśmy być razem. Ona była moją pierwsza. Zawsze traktowałem dziewczyne najlepiej jak tylko się dało, mój charakter jest bardzo ''pedalski'' jak na chłopaka. bylismy razem szczęśliwi, bardzo szczęśliwi, bardzo szybko zaczeliśmy się kochać, wszystko było takie piękne, bardzo mnie kochała, no przeciez.. Do pewnego momentu, w nasz związek wpieprzył się jej przyjaciel... Ja sam byłem, jestem cholernie zazdrosny, to nie jest to że ja jej broniłem czegokolwiek, spotkan z innymi kolegami czy tym przyjacielem. Mało tego ufałem jej, ale dobrze wiedziała o tym, że jestem cholernie zazdrosny. Po jakimś czasie zmieniła swoje zachowanie, po spotkaniu ze swoim ''przyjacielem''. Dobrze wiedziałem, że może on dla Niej był przyjacielem, ale ona dla niego była ''obiektem westchnień''. Pewnego dnia poszliśmy po szkole na zakupy i mieliśmy jechać do Niej, stojąc za Nią zobaczyłem bardzo niemiła wiadomość, dla mnie oczywiście, którą ona dostała od niego na messengerze czy czymś tam, mianowicie ''Żałuje że kiedyś nie skorzystałem z tego, że na mnie leciałaś i szkoda że teraz jest Mateusz (no moje imie). Ona całkowicie mnie w ten dzień olewała, nie ukrywam że to było bardzo przykre, było już tak że bez przerwy z Nim pisała, nawet przy mnie, czułem się mniej ważny od niego, potrafiła idąc ze mną za ręke pusćic mnie byleby mu odpisać. No i w ten właśnie dzień się pożarliśmy, powiedziałem jej że boje się o to, że może nam się nie udać, a ona stwierdziła, że chodziło mi o to, że ''ona może mnie dla niego zostawić''. Od tego czasu było już tylko gorzej, po jakimś czasie doowiedziałem się, że ''to jej mechanizm obronny'' i ona nie potrafi być taka jaka była wcześniej, no ale przecież bardzo mnei kocha.. Pisała do mnie jej mama, pytając co sie dzieje, tak jak mówiłem od tego czasu lepiej traktowali mnie jej rodzice. No i w pewnym momencie stwierdziła, że musi pobyć sama. Potrzebuje samotności. To było 3 kwietnia, kłótnia była 2marca. Całe szczeście mogłem uciec od problemów, zaraz po tym jechałem na wycieczkę do Francji. To bolało cholernie, ale żyłem z tą świadomością, że do siebie wrócimy. No tak, tydzień po zerwaniu już byliśmy razem, co prawda ja byłem we Francji, ona w Polsce ale jakoś do siebie wrociliśmy, to było już śmieszne, już było pięknie, tak jak przed kłótnią miłe słówka, obiecanki pod różnymi względami, również erotycznymi, po powrocie usłyszałem, że bardzo mnie kocha, przeprasza mnei za to wszystok, za całą przykrość którą mi sprawiła, zdała sobie sprawę z tego, że mogła stracić kogos kogo naprawdę kochała. No rzeczywiście, kolejne 2 tygodnie po powrocie były piekne. Znów byłem taki cholernie szczęśliwy, napisała, że nie wie kiedy nacieszy się mną do syta. No nacieszyła się, po 2 tygodniach juz była nacieszona do syta, wszystko zaczeło się sypać, spałem u Niej, mieszkamy całkiem daleko od siebie, usłyszałem wiele miłych tekstów np ''Wiesz że gdyby nie to, że Maciek (kiedy się pryjaźniliśmy on się jej podobał, po prostu, przecież to nic złego) miał dziewczyne to bym z Nim była'' lub ''Nie tęskniłam za Tobą w ogóle '' (pracowała przez 4dni całymi dniami więc nie milismy kiedy isę zobaczyc'' Na nastepny dzień od Niej pojechalismy do mnie, wieczorem kiedy oboje bylismy już w swoich domach dowiedziałem się też, że nie zlaeży jej na kontakcie ze mną, kolejna miła rzecz. Od czwartku do poniedziałku w szkole praktycznie 0 kontaktu, w poniedziałek poszedłem do niej w szkole, była bardzo smutna, dowiedziałem się że koleżanka ją olewa, płakała mi na ramieniu, no tak, jak ktoś kogos olewa to jest to bardzo przykre. Miala iść w kolejny dzień kpić koleżance prezent na urodziny, zaproponowałem że moge pójśc z Nia, zaczela łgać, że nie wie czy pójdzie, jakieś głupie tłumaczenia. Pojechałem po szkole do Niej rowerem, chciałem być przy Niej bo iwedziałem, że jest jej źle, zawsze byłem przy Niej, kiedy było trzeba, zawsze ją wspierałem, będąc prawie pod jej domem spytałem, czy się spotkamy, dowiedziałem się że zaraz zchodzi bo idzie do Patrycji (tej koleżanki co ją olała) no i oczywiście ja poszedłem w odstawkę. Więc we wtorek po szkole, a raczej praktykach poszedłem do miasta, przejśc się z bratem, wybrać pieniądze z bukmachera, idąc do rossmana, spotykam ją, przewidziałem to, że ona tam będzie, co najlepsze z tą bardzo złą koleżanką, na której bardzo się zawiodła. Coś we mnie pekło, rzuciłem tekstem, że ona wróciła do mnie bo się stęskniła, nacieszyła się mną jak jakąś zabawką i rzuciła mną w kąt. Od tego czasu, przez 6 dni isę nie odzywaliśmy, a w poniedziałek zerwała ze mną... Co najlepsze przez smsa. Wczoraj 10dni po tym wybrała się na koncert happysadu, z koleżankami diwema, które znałem i w dodatku z 6 lub 7 chłopakami, starszymi od Nas.
To mi właśnie pokazało, ze jak bardzo byś się nie starał i tak dostaniesz kopa w dupe od życia.
Pokazało mi też to, że w ogóle nie przejeła się tym, że się rozstaliśmy, po prostu, że jej na mnie przestało zależeć, przestała mnie kochać czy tam rzeczywiście się mną bawiła