Pomyślałem że założę tutaj konto z nadzieją że znajdę tutaj jakąś pomoc, cokolwiek, bo powoli juz nie daje sobie rady, mimo ze dla wielu, problem moze wydawać się błachy, śmieszny - dla mnie nie jest.
Całe moje życie, dzieciństwo, spędziłem "sam" w swoim małym pokoju głównie grając i ucząc się. Odizolowałem się od otoczenia, utrzymywałem kontakt tylko z kilkoma kolegami - gralismy w piłke, na komputerze, ale bardzo bardzo rzadko. Na dodatek mieszkałem w takiej lokalizacji, że spotykanie się z kolegami w czasach podstawówki było niemożliwe, bo żeby dojść do mojego domu, musiałem iść prawie 2km przez las, matka bała się mnie puszczać (matka, bo ojciec nas opuścił gdy miałem 2 lata, nie nauczył mnie tego czego powinien uczyć ojciec). Można jednak podsumować że całe moje dzieciństwo było smutne, bo byłem po prostu samotny. Co za tym idzie, moje relacje z dziewczynami były bardzo mizerne, wstydziłem się podejść i porozmawiac (podstawówka i gimnazjum), bo nie byłem w tym dobry po prostu, nie wiedziałem o czym mogę z nimi rozmawiać. Z kolegami było znacznie lepiej, a głównie dlatego, że mielismy wspólne tematy czyli piłka nożna, mecze ligi hiszpanskiej/angielskiej, komputery, gry itp. Wtedy żadnego problemu nie dostrzegałem, mi to pasowało chociaż czasami bywały momenty smutku, ale nie trwały one wiecznie, bo zazwyczaj szybko znajdowałem sobie jakieś zajęcie, hobby - nie wykorzystywałem komputera do gier, ale do wielu innych rzeczy i wyszedłem z tym na plus, ale o tym później.
Gdy przyszedłem do technikum ... moje życie ze bardzo się nie zmieniło. Stałem się bardziej otwarty, wyluzowany, nie byłem już taki spięty, ale wciąż jakoś trudno mi było wejść w jakieś bliższe relacje z kolegami. Nie spotykałem się z nimi po szkole, nie umawialiśmy się na piwo, nie imprezowaliśmy, nic, wciąż siedziałem w swoich czterech ścianach. Wybrałem też taki kierunek technikum, że nie było w naszej klasie żadnej dziewczyny, sami faceci. Ale uczyłem się nawet dobrze, nie wzorowo, ale dobrze.
Matura napisana przyzwoicie i teraz wybór zależał ode mnie - czy iść na studia, czy spróbować swoich możliwości w branży IT (nie będę mówił konkretnie o jaki dział chodzi), wybrałem to drugie. Dwa miesiące po maturze podjąłem pracę, całkiem przyzwoitą. Poznałem kilku fajnych kolegów. Oczywiście za darmo mi to nie przyszło, bo udowodniłem swoje umiejętności papierkami i odpowiednimi materiałami, byłem w tym dobry jak na swój wiek i nadal jestem (tyle lat życia w samotności w swoich czterech ścianach jednak przyczynily sie do czegos pozytywnego, chociaż troche) a że potrzebowali kogoś takiego jak ja, to przyjęli mnie od razu.
Pracowałem tam rok, ale znalazłem lepszą oferte pracy i się przeprowadziłem. Pracuje tu już 2 lata, poznałem wielu świetnych ludzi (w pracy) z którymi utrzymuje kontakt i jeśli chodzi o warunki życia, jest ~3x razy lepiej (zarobki, większe miasto itp). Ogólnie żyć nie umierać, tak bym to ujął.
I pewnie teraz większość z was zastanawia się w czym problem? Wychodziłoby na to że mam całkiem przyzwoite życie. Mam rocznikowo 24 lata i jestem szczęśliwy z tego, jak ułożyło mi się z pracą, ale problem jest jednak taki, że wciąż jestem samotny i od prawie 2 miesięcy staram się z tym walczyć. Jestem po prostu bezsilny. Mieszkam tutaj sam,
poza kolegami z pracy nie znam tutaj nikogo a że są starsi ode mnie to wychodzenie z nimi na piwo mija się z celem. Czasami zastanawiam się też czy nie mam depresji - śpię krótko, siedzę do późna bo nie potrafie zasnąć, często rozmyślam o życiu, po prostu strasznie mnie to boli, cierpię. Czasami ból jest tak silny że zbiera mi się na płacz, ale jakoś to powstrzymuje. Weekendy są najgorsze, bo wtedy nie mam co robić. Chciałbym coś ze sobą zrobić, ale nie wiem co, nie wiem jak, nie nauczyłem się tego. Dzieciństwo doprowadziło do tego, że przyzwyczaiłem się do takiego życia, ale moja druga część "siebie" chce czegoś wiecej i chyba się znudziła takim życiem, a wyrwać się nie jest łatwo. Imprezować nie lubie, dyskotek nie lubie, alkoholu nie lubie. Ludzie mówią "wyjdź do ludzi, może poznasz kogoś". Takie słowa bardzo mnie denerwują. Jak mam wyjść do ludzi? Mam iść do parku, tak sobie pospacerować, samemu? Mam iść obejrzeć film w kinie, samemu? Mam zrobić sobie samotną wycieczkę w góry? Na samą myśl wydaje mi się to ... dziwne i raczej nieskuteczne. Nawet jeśli poznam jakąś dziewczyne to o czym mam z nią rozmawiać? Wiele osób przeżywa ciekawe historie w życiu podczas posiadówy z kolegami, wspólnej wycieczki gdzieś nad morze, które są idealnym materiałem na różne rozmowy czy wspomnienia, ja tego nie miałem. Mam tak duzy problem, że gdziekolwiek nie pojde, myśle tylko o jednym - "a może poznam dzisiaj kogoś". Myslałem o jakiś warsztatach, ale nie wiem jakich, myślałem o kursach, ale nie wiem jakich. Po prostu nie wiem. Chciałbym poznać jakąś dziewczyne, kogoś do kogo fajnie byłoby napisac "jak minał dzien", dziewczyne z którą mógłbym sie spotkac po pracy np. by obejrzec wspólnie film. Tak bardzo strasznie mi tego brakuje, takiej bliskości. To nie jest tak, że nie potrafie rozmawiać. Po prostu ciężko wyrwać mi sie z tej samotności.
Proszę, pomóżcie, doradźcie. Wiem, że dla wielu z was jest to śmieszny problem, przecież wystarczy "wyjść do ludzi", w konću to takie proste, ale dla mnie nie. Ledwo sobie z tym radze.