Panel logowania

Nie masz jeszcze konta na e-Mlodzi.com?

Zarejestruj si!

Zapomniae hasa?

Przypomnij je

Autor

Wiadomo

migel  

Hiper wymiatacz



Wiek: 30

Doczy: 17 Gru 2012

   

Wysany: 2016-07-22, 13:39   Jeśli kocha, to nie da odejść

A więc dramat w trzech aktach. Akt trzeci.
Więc doszło do tego, że spokojnie, rzeczowo i bez obwiniania powiedziałem partnerowi, że to koniec. Wyjaśniłem mu szczerze wszyściutko co mnie gryzło. I że nie wiem co do niego czuję i czy coś czuję. Ale to chyba był wielki błąd zrywać, kiedy się mieszka razem i opłaca czynsz po połowie. Wspólny znajomy zadzwonił do mnie i pytał, czy nie mogę tego próbować ratować i naprawiać. No i sam już nie wiem. Wczoraj poszliśmy sobie na długaśny spacer, podczas którego była dłuuga rozmowa. Jej efektem było rozpoczęcie od zera - jak nam wygaśnie umowa wynajmu mieszkania to się przeprowadzamy. Nowe otoczenie, nowa praca i...nowy rodzaj związku. Zdecydowaliśmy, że skoro nam nie idzie łóżkowo, to będziemy związkiem otwartym, za przyzwoleniem obu stron rzecz jasna. I ja chyba naiwnie się na to zgodziłem. A zgodziłem się chyba głównie dlatego, żebym nie wyszedł na kogoś bez serca, kto nie próbuje ratować 3 letniego związku. Ale nie jest to powrót to punktu wyjścia i czy rzeczywiście to wszystko naprawi? Już nie wiem co robić, ale coś MUSZĘ zrobić zanim zwariuję. Strasznie mnie boli, gdy mój (były?)partner mi mówi, że mnie kocha, że jestem jego miłością życia, największym szczęściem w życiu, najlepszym co go spotkało i że sobie nie poradzi beze mnie. I błagał, żebym nie odchodził i nie zostawiał go samego. A ja nie wiedzieć czemu, nie potrafię mu powiedzieć tego samego, coś się wypaliło we mnie. Zależy mi tylko na jego szczęściu (którego mu chyba nie mogę dać) i na nim, żeby szybko się ogarnął, stanął na nogi. Ale widzę jak z dnia na dzień, po tej druzgocącej wiadomości, nagle zmarniał w oczach, mentalny wrak człowieka. A nie chcę i nie mogę patrzeć na niego w takim stanie. Miał wobec nas wielkie plany, np. wspólne własne mieszkanie, ślub, wesele, zestarzeć się razem... Ale ja czuję, że chcę swobody, że nie jestem pewny, czy chcę tego samego co on. Już kompletnie nie wiem co robić. Zabrać ciuchy do torby i wyjechać do rodziców na jakiś czas? Przeczekać do daty wygaśnięcia umowy wynajmu? Ratować związek czy zerwać ostatecznie? Poszedłbym do psychologa, ale nie stać mnie, dużo wydałem w tym miesiącu...
_________________
Time is the past, now and tomorrow
Days fly so fast and it leaves me so hollow
 

metalmummy  

Junior Admin

MATKA



Imię: Karolina Magdalena

Wiek: 32

Doczya: 28 Gru 2010

   

Wysany: 2016-07-22, 16:46   

migel napisa/a:

Zabrać ciuchy do torby i wyjechać do rodziców na jakiś czas?


Jeśli masz taką możliwość, to zrób to. Widać, że się strasznie męczysz psychicznie. Może przegadasz trochę z rodzicami to Ci coś poradzą
_________________
przestrzegaj regulaminu młody człowieku.
 

migel  

Hiper wymiatacz



Wiek: 30

Doczy: 17 Gru 2012

   

Wysany: 2016-07-22, 16:58   

No rozmowa z rodzicami na pewno, bo przecież oficjalnie i publicznie mieszkam w mieście X, gdzie mam pracować...ale pracy nie znajduję.
A wracając do meritum - poczytałem trochę... albo i poczytałem dużo. Niby internety, ale myślę, że mogę podejrzewać mojego chłopa o to, że ma "syndrom kochania zbyt mocno". Albo może nawet DDD/DDA... bo gdy był w technikum to miał 2 tragiczne sytuacje życiowe, które go odmieniły...
_________________
Time is the past, now and tomorrow
Days fly so fast and it leaves me so hollow
 

metalmummy  

Junior Admin

MATKA



Imię: Karolina Magdalena

Wiek: 32

Doczya: 28 Gru 2010

   

Wysany: 2016-07-22, 18:09   

W tym wypadku to on powinien skonsultować się z psychologiem, może wymaga odpowiedniej terapii, nawet farmakologicznej
_________________
przestrzegaj regulaminu młody człowieku.
 

Szej-Hulud  

Pogromca postów

Éminence grise



Imię: Łukasz

Wiek: 30

Doczy: 07 Sty 2010

   

Wysany: 2016-07-22, 18:48   

Ratować związek zawsze warto, o ile w ogóle masz poczucie, że jest co ratować. Jeśli dobrze pamiętam i rozumiem, w Waszej sytuacji problemem jest to, że Ty czujesz się ograniczony (i pewnie w jakimś stopniu masz słuszność), a chłopak wymaga niańczenia i deklaruje uczucie. Nie wiem, co Ci doradzić. Związki otwarte w niektórych sytuacjach działają, ale wydaje mi się, że pojawiają się w nieco bardziej sprzyjających bliskości warunkach. Ot, dwie osoby stwierdzają, że razem jest im dobrze, ale w łóżku im nie wychodzi. U Was to trochę jak nieudolna próba ratowania wspólnoty. Nieudolna, bo sam chyba masz wątpliwości, czy w ogóle coś do niego czujesz.
Wspominałeś kiedyś o swoim fetyszu- faktycznie, w związku otwartym łatwiej będzie Ci go realizować. Tylko co dalej? Znajdziesz sobie kogoś na stałe? W pewnym momencie może się okazać, że związek jest zupełną fikcją, a Ty chcesz być właśnie z tym "kimś na stałe".
I co z chłopakiem choćby teraz? Też ma sobie kogoś szukać? To mnóstwo niewiadomych i mam przeczucie, że żaden z Was nie ma pomysłu, co dalej robić.
_________________
"Polskie życie polityczne nie może być dżunglą afrykańską, w której buszuje kilkunastu hultai klasowych. Wasz faszyzm albo zginie w Polsce, rozbije głowę o demokrację, albo Polska zapłonie wojną domową." - Ignacy Daszyński
 

migel  

Hiper wymiatacz



Wiek: 30

Doczy: 17 Gru 2012

   

Wysany: 2016-07-22, 19:20   

Szej-Hulud napisa/a:

Ratować związek zawsze warto, o ile w ogóle masz poczucie, że jest co ratować. Jeśli dobrze pamiętam i rozumiem, w Waszej sytuacji problemem jest to, że Ty czujesz się ograniczony (i pewnie w jakimś stopniu masz słuszność), a chłopak wymaga niańczenia i deklaruje uczucie. Nie wiem, co Ci doradzić. Związki otwarte w niektórych sytuacjach działają, ale wydaje mi się, że pojawiają się w nieco bardziej sprzyjających bliskości warunkach. Ot, dwie osoby stwierdzają, że razem jest im dobrze, ale w łóżku im nie wychodzi. U Was to trochę jak nieudolna próba ratowania wspólnoty. Nieudolna, bo sam chyba masz wątpliwości, czy w ogóle coś do niego czujesz.
Wspominałeś kiedyś o swoim fetyszu- faktycznie, w związku otwartym łatwiej będzie Ci go realizować. Tylko co dalej? Znajdziesz sobie kogoś na stałe? W pewnym momencie może się okazać, że związek jest zupełną fikcją, a Ty chcesz być właśnie z tym "kimś na stałe".
I co z chłopakiem choćby teraz? Też ma sobie kogoś szukać? To mnóstwo niewiadomych i mam przeczucie, że żaden z Was nie ma pomysłu, co dalej robić.



Drogi Szeju, dopiero teraz jak poczytałem o tym, co mu NAJPRAWDOPODOBNIEJ dolega (a w 99% myślę, że mu dolega coś), doszło do mnie, czy te 3 lata nie były iluzją. Czy to była prawdziwa miłość, czy miłość narkotyczna. Poważnie myślę, że mój chłopak jest ode mnie uzależniony, niczym narkoman od amfy. I też się zdziwiłem, że mozna się uzależnić od drugiej osoby. I wszelkie objawy na to wskazują w tym przypadku. Oczywiście nie zostawię go tak o, po prostu, na lodzie. Chcę mu pomóc, żeby rozwiązał problem. Ale też chcę, żeby mnie zrozumiał i dał odejść... ale nie da, bo się uzależnił ode mnie. Coś czuję, że chyba nieprzypadkowo się pojawiłem w jego życiu... czuję, że jestem po to, żeby mu wskazać drogę. Bo widzę w retrospekcji, jak teraz wszystkie elementy układanki do siebie pasują. Zwróciłem uwagę na coś, na co nie zwracałem np. 2 lata temu.
A co do związku otwartego. Oboje na to przystaliśmy. I on zaznaczył dosadnie, że pod jednym warunkiem: "że nie mogę się w tej osobie, z którą się spotkam, zakochać". Co mnie utwierdza w moim przekonaniu (uzależnienie). Ja się zgodziłem, chyba tylko formalnościowo, bo "spróbować nie zaszkodzi"... Ale w głębi ducha czuję, że to przedłużenie agonii, reanimowanie trupa itd. Więc nie mam pojęcia czy trwać przy tym, nie będąc pewny swoich uczuć, czy zerwać definitywnie. Bardziej jednak myślę o rozstaniu. A przed rozstaniem pomóc biednej, cierpiącej i nieświadomej swojego poważnego problemu osobie...

edit: aha, a propo związków otwartych. Tak, też w głębi ducha myślałem, że skoro się spotkam z kimś "fetyszowo podobnym", to istnieje ryzyko, że się w tej osobie zakocham. I prawdopodobnie będę to ukrywał, żeby nie zdołować chłopaka... Tak, to całkiem prawdopodobne.
_________________
Time is the past, now and tomorrow
Days fly so fast and it leaves me so hollow
 

Szej-Hulud  

Pogromca postów

Éminence grise



Imię: Łukasz

Wiek: 30

Doczy: 07 Sty 2010

   

Wysany: 2016-07-22, 21:38   

migel napisa/a:

Drogi Szeju, dopiero teraz jak poczytałem o tym, co mu NAJPRAWDOPODOBNIEJ dolega (a w 99% myślę, że mu dolega coś), doszło do mnie, czy te 3 lata nie były iluzją. Czy to była prawdziwa miłość, czy miłość narkotyczna. Poważnie myślę, że mój chłopak jest ode mnie uzależniony, niczym narkoman od amfy. I też się zdziwiłem, że mozna się uzależnić od drugiej osoby. I wszelkie objawy na to wskazują w tym przypadku. Oczywiście nie zostawię go tak o, po prostu, na lodzie. Chcę mu pomóc, żeby rozwiązał problem. Ale też chcę, żeby mnie zrozumiał i dał odejść... ale nie da, bo się uzależnił ode mnie. Coś czuję, że chyba nieprzypadkowo się pojawiłem w jego życiu... czuję, że jestem po to, żeby mu wskazać drogę. Bo widzę w retrospekcji, jak teraz wszystkie elementy układanki do siebie pasują. Zwróciłem uwagę na coś, na co nie zwracałem np. 2 lata temu.


Tylko uważaj. To, że coś jest logiczne nie znaczy jeszcze, że jest prawdą. Zwłaszcza teraz, kiedy (mam wrażenie) jesteś gotów na wiele sposobów racjonalizować swoje decyzje. Nie wiem, jak zachowałbym się w Twojej sytuacji, ale stoję z boku, więc mogę pozwolić sobie na więcej ;-) Po prostu nie sprowadź tego do problemu czysto intelektualnego, bo w ten sposób pominiesz niewygodne fakty.
_________________
"Polskie życie polityczne nie może być dżunglą afrykańską, w której buszuje kilkunastu hultai klasowych. Wasz faszyzm albo zginie w Polsce, rozbije głowę o demokrację, albo Polska zapłonie wojną domową." - Ignacy Daszyński
 

Forum modzieowe e-Mlodzi.com