Witam, krótko o mnie. Jestem Łukasz, mam 18 lat, 3kl.LO.
Streszczając moją historię.. W życiu wiodło mi się różnie, raz lepiej raz gorzej, przeżyłem kilka cięższych epizodów, na szczęście pozbierałem się. Wiecie, terapia. Nadszedł 1. września 2014. kiedy to trafiłem do klasy z Kasią. Od razu wydała mi się jakaś inna, taka specjalna, w dobrym tego słowa znaczeniu oczywiście. Wyczekałem na odpowiedni moment, kiedy zachorowała, napisałem do niej na fb czy podać jej notatki. I w sumie od tego się zaczęło, przyjęła pomoc z ochotą. Od tamtego czasu dużo pisaliśmy o nauce, choć w szkole byliśmy jedynie na cześć-cześć. W październiku przełom, napisała do mnie coś bardzo dziwnego, z podtekstem samobójczym. Zapytałem czy wszystko OK i że jeśli zechce możemy o tym pogadać, powiedziała że już lepiej. Mijały tygodnie, pisaliśmy do siebie co parę dni. Na wiglii klasowej wydała mi się taka.. urocza. Przez okres świąteczny bardzo się do siebie zbliżyliśmy, zostaliśmy naprawdę dobrymi kumplami. Opowiedziała mi swoją dość smutną historię, na szczęście miałem też swoją i też prawdziwą. Podniosło ją na duchu, że nie jest sama w tym beznadziejnym dołku i postanowiła walczyć o siebie. Zaprzyjaźniliśmy się. Wkrótce ze szkoły zabrała mnie karetka, ona bardzo się tym przejęła ale uspokajałem ją, że to nic poważnego. Cały czas była przy mnie i pytała czy niczego mi nie brakuje. Była dla mnie bardzo czuła i opiekuńcza, jak nikt przedtem. Poczułem, że mam w niej oparcie. Nawet nie wiem kiedy się zakochałem. Pewnego wieczoru zebrało nam się na szczerość, postanowiliśmy o tym pogadać. Wyznała, że czuje to samo, choć na początku ze sobą walczyła. Zostaliśmy parą, mijały miesiące, ona przeniosła się do innej klasy. I to był początek końca. Wpadła w towarzystwo
meneli , pijaków, ćpunów, wszyscy dymali się tam jak króliki. Za jakiś czas powiedziała mi, że nie może tego dłużej ciągnąć, że podjęła decyzję i wraca do byłego. Kontakt urwał się na około 2 miesiące. Wznowiłem terapię, nie potrafiłem się podnieść. Pewnego dnia napisała że żałuje, że tak wyszło, że wie, że to jej wina, ale nie mogła inaczej i tym podobne bzdury. Ale co mogłem zrobić, wybaczyłem jej, bo kochałem. Pisaliśmy od tamtej pory rzadko, mijaliśmy się bez słowa. Dopiero na początku bieżącego roku nasz kontakt ożył, jakby zrobiło się trochę cieplej. Byliśmy na dobrej drodze do odnowienia znajomości. Wtedy nagle zaczęła mnie unikać, patrzeć nieśmiało, z poczuciem winy. Czego się dowiedziałem z plotek? Że jest w legalnym związku z najgorszym bucem w szkole. To mnie, po prostu, położyło. Napisałem jej, że życzę powodzenia, troszkę się zaśmiałem, powiedziałem pa. Kontaktu nie było. A ona, jak istny bumerang, po 2-3 miesiącach, zaczęła zwracać na siebie moją uwagę w każdy możliwy sposób, nagle zaczęła lajkować moje stare statusy, komentować, wysyłać snapy, witać się ze mną i ogólnie zaczepiać. Odpowiadałem tylko na komentarze i "cześć", grzecznościowo. Poza tym nie reagowałem. Wszystko ustało w momencie, kiedy zobaczyłem ją na ulicy z tym cymbałem. Gdybym ich mijał, nie omieszkałbym sprzedać mu soczystej kajzery, na szczęście siedziałem w tramwaju. Kiedy zobaczyła mnie w szybie, zmieszała się i przyspieszyła kroku. Więcej się nie odezwała.
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest normalna sytuacja. Próbowałem wszystkiego. Skasowałem wszystkie jej zdjęcia, w myślach ubliżałem jej solidnie, ale na nic mózgu starania, kiedy serce głupie :) .
Każdej nocy mi się śni . A to, że jesteśmy szczęśliwi, a to, że mamy własny dom, i ogólnie wszystkie niespełnione plany i wizje, które wytworzyły się zarówno w naszych, jak i w mojej głowie. Nie wiem co począć, ja wiem, że ten ich związek się zaraz rozpadnie, bo nie znam gorszego kobieciarza, wykorzysta ją i zostawi. Nie wiem tylko czy warto wracać co tego co było, z jednej strony nie chcę się znów rozczarować, a z drugiej strasznie ją kocham i nie radzę sobie bez jej obecności w moim życiu. Proszę doradźcie mi, co powinienem zrobić i jak pozbyć się tych myśli.