Hej,
Chciałem podjąć ciekawy temat, który znam z autopsji. Chodzi tu konkretnie o istotę zamieszkania razem i serie błędów jakie sam popełniłem w związku z tym.
Zakładamy, że jest super kochająca się para. Z różnych powodów we wczesnym wieku (19+21) decydują się zamieszkać razem. W moim przypadku kłopoty rodzinne dziewczyny skłoniły mnie do znalezienia nam mieszkania i wyrwania się od toksycznych rodziców partnerki i całkowitego zakończenia kontaktu z nimi. To jest błąd nr 1, rodzina jakakolwiek by nie była to rodzina, z racji długiego zżycia mimo wszystko nie należy z nimi zrywać kontaktów a co najwyżej określić granice w jakiej mogą "wpychać" się w cudze życie. Z racji konieczności utrzymania wynajmowanego mieszkania trzeba szukać pracy, często praca jest w innym mieście. Błąd nr 2, bezmyślna przeprowadzka związana z porzuceniem znajomych. W tym momencie jedyną osobą bliską w nowym miejscu jest partner, w ten sposób spędzamy z nim każdy wolny czas. Można próbować szukać znajomych na miejscu ale uwierzcie, w dorosłym wieku jest trudniej :) to już nie te przyjaźnie z dzieciństwa / szkoły. Coraz więcej obowiązków, mniej czasu na znajomych z pracy, zaczyna się monotonia. Próby zmiany tego przez spędzenie kilku dni w roku na jakimś wyjeździe nic nie dają - to tylko kropla w morzu potrzeb społecznych obu osób. Przy takim tempie życia (praca, dom, opłaty, obowiązki) trudno rozkręcić dobre życie towarzyskie, człowiek szybko się wypala. Jestem obecnie po 3 latach takiego życia i tydzień temu wszystko pękło, obustronną decyzją znaleźliśmy osobne miejsca na stancjach i zakończyliśmy związek, ja jej wysyłam hajs żeby miała za co żyć a sam żyje własnym życiem. Od zakończenia związku rozpocząłem jakieś trochę byle jakie życie towarzyskie m.in. integrując się bardziej z kolegami z pracy, nie ma problemu z pójściem na piwo do pubu etc. (wcześniej były wyrzuty że ją samą w obcym mieście zostawiam w 4 kątach). Przez 3 lata zawaliło się wiele moich przyjaźni, żadna nowa przyjaźń nie doszła, więc zaczynam prawie na nowo. To wszystko odbiło się ostro na psychice (serio!), miewam niekontrolowane napady lęku, ciągłe uczucie niepewności o jutro, nie potrafię zaufać nikomu, zawierane znajomości są dość płytkie. Mam jednak nadzieję, że jestem do odratowania i trochę się rozkręcę po jakimś czasie zbierania się do kupy :). Choć na tę chwilę jestem zdany tylko na siebie, brak głębszych znajomości, możliwości wygadania się o problemach, beznadziejne poczucie wartości przez wrażenie przegrania życia. Na prawdę nikomu tego nie życzę.
Obecnie zauważam sporo błędów jakie wynikają z bezmyślnego mieszkania razem razem z przeprowadzką do innego miasta. Przede wszystkim:
- zerwanie kontaktów z rodziną
- zerwanie kontaktów ze znajomymi
- zaniedbanie własnego życia na rzecz utrzymania w młodym wieku mieszkania oraz drugiej osoby
- zaniedbywanie hobby i zainteresowań
- postawa nadopiekuńcza względem innej osoby
- przyjęcie związku jako pewnik (brak spontaniczności, starania się)
- zżycie się z tylko jedną osobą i postawienie wszystkiego na jedną kartę
Wniosek prosty, błędem jest pełne zaangażowanie się w stosunku do jednej osoby i zaniedbywanie własnych potrzeb z tej racji. Mimo, że wydawać się może że to wzorowy związek pełen miłości, poświęceń obustronnych etc. Jesteśmy tylko ludźmi i zaniedbywanie własnych potrzeb na rzecz związku zawsze odbija się negatywnie.