Nie wiem, czy bym to rzeczywiście uczyniła, ale wiem tylko, że byłam wówczas w trakcie tak zwanej owulacji i winę za wszystko ponoszą hormony.
Wracałam do domu, pociągiem. Był wieczór. Siedziałam w przedziale, samotnie, dwa siedzenia od okna. Tradycyjnie zdjęłam buty, miałam rzecz jasna skarpetki i to takie białe w serca, bo było deszczowo, wsadziłam w nie dżinsy.
Spoczywały na przeciwległym siedzeniu.
Dosiadł się w trakcie podróży pewien pan. Miał okulary, nieco wygniecioną białą koszulę, upchaną w dżinsy. I miał też włosy (!), co się ostatnio przytrafia niezwykle rzadko. Myślę, że przed 40. Wysoki, spoglądał na mnie szarymi oczami. Długie palce, bowiem na to szczególnie zwracam uwagę.
Przykrył kocem nogi i przymknął oczy. Kawałek tego koca okrył moje skarpetki. Nie miałam rzecz jasna nic przeciwko temu. Było mi jeszcze cieplej.
Dotknęłam stopą jego nogi niby przypadkiem, nie poruszył się. Postanowiłam więc posunąć się nieco dalej i zaczęłam dotykać swobodniej jego uda. Ciągle obserwując jego twarz, absolutnie żadnej reakcji! Byłam przekonana, że śpi i że nici z mojej zabawy. Przypomniała mi się słowa Augustyna- życie jest krótkie, Florio.... Racja, niebawem będę stara i nie będę mogła pozwolić sobie na podobne wybryki. Dlatego nie żałuję, że tak postąpiłam. Być może było to takie pozbawione smaku i gorszące. Ale szczerze mówiąc bardziej odpowiada mi pozycja tej z którą się zdradza, a nie zdradzanej. Nie lubię też zgrywać wyniosłej damy, z wysoko podniesionym podbródkiem, zwłaszcza jeśli ma się dziecinne skarpetki, nieco potargane włosy i niedawno pomalowane w kolorze dojrzałej brzoskwini usta.
A ja byłam w ponurym nastroju, że w zasadzie było mi obojętne życie, dlatego między innymi postanowiłam powrócić do domu rodzinnego.
Usłyszałam westchnięcie. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, bo zawsze mnie podobne męskie westchnięcia pobudzały. Przesunęłam nogę w miejsce jego rozporka. Otworzył oczy, nie spojrzał na mnie. Nieco przestraszyłam się. Wyszedł.
Zostawił otwarte "drzwi". Wyszłam za nim, szedł w kierunku toalety.
Zatrzymał się w korytarzu. Włożył mi swoje dłonie pod bluzkę, całował. Ścisnął mi pośladki i przyciągnął do swoich bioder.
To było niesamowite, takie cholernie przypadkowe i spontaniczne.
Toaleta była zajęta. Wróciliśmy bez słowa, w sumie nie było jakichkolwiek słów.
Żadnych głębokich spojrzeń w oczy. Zwierzęcość w najczystszej postaci, w ubraniach.
Niebywałe, że takie coś mnie podnieca. Wyszłam, żadnych numerów telefonu, żadnych imion, nic a nic.
Roję w swojej głowie dalszy scenariusz do dziś.
Byłam szczęśliwa przez resztę nocy. Odebrałam to jako wygraną, absolutnie nie wiem czemu. Wygrałam, ale do końca nie wiem co.
Sam stosunek seksualny nie podnieca mnie tak bardzo, jak ocieranie się o kogoś w ubraniach, więc dla mnie było to jak najbardziej wystarczające.
_________________
W miękkim futrze kota