Jako małe dziecko dostawałam lanie w postaci klapsów czy pasem, ale nic więcej. Skończyło się, gdy poszłam do pierwszej czy drugiej klasy podstawówki. Zawsze się tego obawiałam, jednak dzisiaj wiem, że każde pojedyncze pouczenie tego typu mi się należało, bo wiele razy broiłam. Natomiast nigdy nie miałam kary czy tam szlabanu, jak zwał, tak zwał, pomijając jednorazowe zabranie laptopa na miesiąc za tróję z historii w piątej klasie podstawówki bodajże, którą nauczycielka chciała mi postawić na półrocze. Od piątej klasy jestem spokojna i główną moją wadą, której rodzice (a szczególnie mama) nie cierpią, jest wywyższanie się - za to się raczej nie kara.
Nie podoba mi się zdzielenie dziecka pasem po pupie, ale klapsy potrafię tolerować, tak samo jak nie podobają mi się agresywne odzywki rodzica, które mają wywołać reakcję ze strony dziecka, i toleruję rozmowę z dzieckiem na temat jego zachowania (w odpowiednim wieku). Wszystkie te metody są mniej lub bardziej skuteczne, co jest wytłumaczeniem wykorzystania ich przez rodziców w sytuacjach dziecięcego nieposłuszeństwa i wybryków ponad miarę. Wychowanie bezstresowe jest guzik warte w mojej opinii, a te całe durne pozywanie rodziców za klapsy to przegięcie na całej linii.
Nie toleruję bicia dzieci, traktowania ich kablami czy wymyślnymi rzeczami typu szklanka, pilot. Za to powinno się prostować rodziców, nie za niezbyt mocne klapsy.
_________________
"Stworzyłem wszechświat, ale proszę, nie wiń mnie za to. Bolał mnie brzuch."