Będą kilka razy na oddziale leczenia zaburzeń nerwicowych, zaje**** było tak swoją drogą, ale poznałam kilka takich osób, niektóre wydawały mi się niebezpieczne dość i kilka razy nie mogłam potem dojść do siebie po tego typu wrażeniach, potem miałam to już w dupie i nie zwracałam na to uwagi. Lecz i tak silnie to na mnie oddziałało. Na przykład już pierwszego dnia, kiedy kobieta, wariatka moim zdaniem, wykrzykiwała na cały korytarz do jakiegoś człowieka idącego obok, przekleństwa. Akurat sznurowałam sobie buta i musiałam tego słuchać.
I patrząc na jej wyraz twarzy nie mogę do dziś o tym zapomnieć. Była wariatką i było to słychać w jej głosie i wyglądzie. Moim zdaniem powinni ją skuć i nie wypuszczać, bo mnie naraziła na dodatkowy stres, potem istotnie drżałam na całym ciele. I nie mogłam ruszyć dupy z tej podłogi. O innych zachowaniach, nadmiernej gestykulacji już nie wspomnę, albo na przykład o kobiecie, która ciągle wpychała sobie kosmyki włosów do ust i je przeżuwała. Nie mogłam jej znieść, ciągle się na nią gapiłam, bo wydawało mi się to obrzydliwie.
TrochÄ™ siÄ™ bojÄ™ takich ludzi.
An, boi się niekiedy moich zachowań, więc stara się mnie nie drażnić za bardzo. I uspokajać. Przytulać etc.
Też mi się czasami zdarza popadać w furie i w ogóle narobić takich scen, niczym z filmu jakiegoś.
Tu wybita szyba, tam potłuczone talerze. Innym razem grożę, że się zabiję z nożem w ręku. Przespanych dni w łóżku, przechodzonych nocy. Czy przejeżdżonych czasem, w poszukiwaniu czegoś... Do dziś nie mam w domu zamka w drzwiach do łazienki, jest on po prostu wyrwany. Albo patrzenie się na wyłączony telewizor, czy mówienie do samej siebie, w łazience się śmieję, ale nie żebym miała tam jakiegoś przyjaciela, tylko tak mi się coś przypomni zabawnego, albo wyobrażę sobie coś takiego. A potem płaczę znowuż. Moje wspólne poranki z chłopakiem pamiętam, kiedy nie miałam sił wstać w łóżka, co zdarzało się zawsze, a on kazał mi ściskać jemu dłoń, co już wydawało mi się zabawne. Bo nie mogłam, nie miałam siły. I to było dziwne bardzo. I że się do niego nie odzywałam, bo mi się coś przypomniało o nim, czasami przez cały dzień.
Pomijam już, że niektóre sytuacje, a było ich wiele, począwszy od włamania do mojego domu, na jakimś napadzie skończywszy wywołują we mnie silne emocje, że nie mogę się ogarnąć i wszystko widzę w szarościach. Istotnie tak, jakbym nie rozróżniała barw, tylko szarość. Dziwne doświadczenie. Straszne, nienawidzę tego doświadczać.
Ile to podrapanych nóg i rąk, pod wpływem błahostki zdawałoby się, że o czymś zapomniałam, co nie miała znaczenia i zaraz się drapię, obłęd.
Leki całe szczęście, które już biorę od trzech lat, po trzech latach miały ustabilizować mój nastrój na dobre, to tak jakoś zaczęłam zauważać zmiany, na lepsze.
A może to za sprawą An.