Wygrany mecz z Niemcami w 2014 roku, w Warszawie, to było to, co czasem się zdarza w piłce nożnej.
Niemcy, byli zmęczeni po MŚ, brakowało kilku kluczowych zawodników, ale i tak cały czas nas ostrzeliwali, zamknęli na naszej połowie przez prawie 80% czasu gry, albo trafiali w słupki, poprzeczki, albo bronił Szczęsny.
Rozluźnili się, poszły kontry i stracili bramki.
Zdarza się - tym razem na nasze szczęście, ale graliśmy słabo.
W 2015 roku, we Frankfurcie, graliśmy lepiej, mieliśmy chyba z 6 strzałów na bramkę Niemców, podczas gdy oni tylko 3 - pech, że wszystkie 3 trafione.
Daliśmy dupy na początku meczu, właściwie to Fabiański żałośnie się zachował, i te 2 gole trudno było odrobić, ale brakowało niewiele.
Ten mecz pokazał, że możemy prowadzić wyrównaną grę, nie musimy tworzyć autobusu pod własną bramką, możemy zdominować Niemców, na pewien okres czasu.
Ukraina dwa dni temu też miała trzy bardzo dobre okazje na wbicie gola, a Niemcy popełniali błędy w obronie.
To już nie jest zbieranina jak za mamejowatego neuroleptyka Janasa (który jak wywiadu udzielał to się nawet męczył, próbując ułożyć zdanie
), bo wtedy był komedio-dramat, ale dzisiaj, można powalczyć.
Problemem jest niska skuteczność, bo tyle szans jak mieliśmy z Irlandią, to z Niemcami mieć nie będziemy.
Remis bramkowy biorę w ciemno i na to bym stawiał, porażka 1/2:0 mnie nie zaskoczy, w zwycięstwo, raczej nie wierzę.