Las, głuchośc oraz ciemność, zalał mnie zmrok
W swe sidła złapał mnie strach, szybki oddech i nerwowy wzrok
Boję się, ale tłumie strach i idę nadal przed siebie
W ten zalał mnie snop światła z dziwnego pojazdu na niebie
To obca cywilizacja, kosmici lecÄ… za mnÄ… nieustannie
Coś mnie czeka, czuję to w kościach czuję ten mentalnie
Ukryty za liśćmi krzaków bacznie obserwuję co się dzieje
Wszystko przeciw mnie się zaprzysięgło wiatr w oczy mi wieje
Dziwny pojazd zniża się, jest coraz bliżej podłoża
Już mam dośc, chcę iśc do domu i zawitać do swego łoża
Pojazd opuściły dwie istoty, były one niebagatelnych rozmiarów
Idą ku mnie, w moją stronę, już wiem, że nie mają dobrych zamiarów
Po sto cali każdy z nich miał, a w oczodołach czarne wyłupiaste oczy
Widać u nich złość, bo pod wielkim ciśnieniem w żyłach krew się tłoczy
Inteligentne istoty, oraz długie palczaste ramiona
I spostrzegłem, że się schowałem, moja osoba na ich wzrok wystawiona
I co mam robić? Instynktownie do ucieczki się wyrywam
To złe miejsce o złym czasie, chyba piekło za życia doczesnego odbywam
Uciekam ile sił mam w nogach, oni za mną ciągle podążają
Na nic siÄ™ ta ucieczka zdaje oni tak czy tak mnie doganiajÄ…
£amię drzewka, łamię konary, potykam się o ostrężyny
Boże dlaczego mnie tak karzesz, powiedz z jakiej winy
Była to Sobota, gorąca gorączka sobotniej nocy
Biegne, biegnę i biegne ile sił mam, brakuje mi jednak mocy
Straciłem siłę, nad ruchami kontrolę, klęska sromotna
Leże na plecach patrzę w niebo, stoi na de mną istota obca
"Co się tak gapisz zdzirowata zdziro" - w te słowa się odzywam
Finito, że to już koniec - coraz większej pewnosci nabywam
Człowiek istota słaba nie jest nie omylna
Dziwne rzeczy siÄ™ dziejÄ™, przyznam sytuacja nieprzychylna
"Co wy robicie, ej gdzie mnie zabieracie" - zadaje pytania retoryczne
Na domiar złego niepokoją mnie niepokoje gastryczne
Ciągną mnie, wleką jak worek ziemniaków po lesnej ściółce
W tym momencie przyszło mi na myśl, że mogłem się ubezpieczyć w PZU spółce
Jednak co się stało sie nie dostanie, musztarda po obiedzie
Dobrze ludzie powiadajÄ…, do Boga gdy trwoga w biedzie
I modle siÄ™ krzyczac w niebo ojcze nasz
Dopomóż mnie, przecież na swoje dziecko, swego syna mnie masz
Nie dało to nic, nie wskórało moje do opatrzności wołanie
ZaciÄ…gli mnie do swego statku, na punkcie bieli majÄ… chyba manie
Wielka biała sala, na środku dziwny stół
Długi miał ze dwa metry na szerokość z metr i pół
Połozyli mnie na nim i sądę wsadzili w odbytnicę
Położyli na plecy a dziwne urządzenie przykleili na potylicę
Do ramion mych czujniki i czytniki przymocowali
I odeszli chowając się w białej odchłani
Przyszli po godzinie odczytali badań zapisy
I dali mi do domu dwa wypisy.