niedawno byłam z Moim na
Incepcji.
całkowite zaskoczenie związane z fabułą i choć pojawiło się kilka momentów których początkowo nie zrozumiałam, z biegiem czasu wszystko się rozjaśniło.
końcowa scena odświeżyła moje wspomnienia związane z filmem
Titanic, zachomikowane (mimo że nie chciałam nawet sama przed sobą tego przyznać) gdzieś w obszarach umysłu o których nie chciałam pamiętać.
za każdym razem, kiedy oglądałam historię Jacka i Rose zdawało mi się, że widzę ją pierwszy raz, wciąż te same wzruszenia, choć oglądałam to już trylion razy (często pojawiało się w tv w trzech czy dwóch częściach). może to dlatego, że nieświadomie sama szukam takiej miłości. pełnej poświęceń, takiej do ostatniego tchu i romantycznej.
mimo wszystko wolę oglądać w domu, jest taniej i nie ma obaw, że gdy wyjdę z kina wszyscy będą się gapić na czarne strugi tuszu zmieszanego ze łzami, na moich policzkach.
_________________
- Chyba się w panu zakochała, bo przeklinała pana całymi tygodniami.
Tumi Amar...