Po przeczytaniu stwierdzicie, że to wygląda, brzmi i w ogóle jak fragment książki. Też tak uważam. Jednak jest to opowiadanie, jakie niedawno napisałam na polski. Zainsporować mnie miał obraz przedstawiony w podręczniku, który z resztą jest tym samym obrazem, który "występuje" w poniższym opowiadaniu.
Jesli Ci się spodoba [opowiadanie] - napisz. Jeśli nie - czekam na rady. =D
Gdy dojechali na miejsce Ala nie była juz tak wściekła, jak w dniu, w którym dowiedziała się o przeprowadzce.
- Co za cudowny widok - pomyślała i szybko spojrzała się na równie zdziwioną minę brata, na co on odpowiedział jej wytrzeszczeniem swoich gałek ocznych.
- Może nie będzie tak źle? - powiedzieli naraz i wysiedli z samochodu.
Kiedy weszli do domu z walizkami, rodzice byli już na górze roznoszac po pokojach różne kartony.
Wchodząc do środka Ala runęła na podłogę wraz z swym 'bagażem podręcznym' składającym się z trzech kolorowych kartonów o róznych rozmiarach, dużego plecaka z ubraniami oraz torby, z która była wprost nierozłączna. Całkowicie inaczej wyobrażała sobie to miejsce: dookoła pola, błoto, krowy i inne zwierzęta hodowlane, a tymczasem... Ich nowy dom był piękny; mnóstwo wolnej powierzchni, duży taras, soczystozielona trawa w ogródku i... (CA£E SZCZʦCIE!) kilka domów w sąsiedzctwie, antena satelitarna na dachu, telefon z migającą czerwona lampką (oznaka łączności ze światem).
- Wohoo! - usłyszała Ala, która jak poparzona zerwała się na równe nogi i pobiegła w kierunku krzyku. Na miejscy zastała Matiego, który kozłował piłkę koszykową dookoła... BOISKA! Co prawda, nie było to pełnowymiarowe, betonowe boisko jakich pełno było w mieście, ale na ten widok Ala po raz drugi podczas dzisiejszego dnia wylądowała na ziemi. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Po chwili podbiegł do niej zgrzany Mateusz z uśmiechem jak banan i podał jej rękę. Początkowo dziewczyna nie zauważyła postaci brata przed sobą. Była zbyt zajęta rozmyślaniem o jej wakacyjnych planach, który - powiedzmy sobie szczerze - legł w gruzach. W końcu 'obudzona' przed Matiego lekkim kompięcem w kostkę spostrzegła jego rękę i skorzystała z propozycji wspólnego zwiedzenia okolicy. Wychodząc krzykneli do rodziców:
- Wychodzimy! Wrócimy za godzinę. - i poszli.
Początkowo sami nie wiedzieli w którą stronę sie udać, co nie było dziwne w ich przypadku - kompletnie nie znali okolicy. Wkońcu zdecydowali się na pójście w stronę osiedla, które było oddalone od ich domu o ok. 500 metrów. Gdy wkroczyli na uliczkę rozdzielające dwa pasy domów z Ali ust wydobył się niepochamowany śmiech, jakby (co najmniej) zobaczyła klauna w przebraniu baletnicy. Mateusz nie spostrzegł w otoczeniu nic co mogłoby wywołać nagły śmiech siostry, więc spojrzał się na nią z lekkim zdziwieniem, a zarazem zażenowaniem. Po chwili sytuacja się wyjasniła, ponieważ siostra rzuciła mu pod nogi pewną kopertę z napisem:
Mała Mi, Piotrek i reszta Obrońców AiMS (Ali i Mateusza Sobkowczyków).
Na co on sam zaczął się śmiać. Był to bowiem list od ich najlepszych przyjaciół z Klatterie. Już nie raz czytali go razem zwijając się ze śmiechu. Nie był to zwykły list. Zawierał on zabawne fotografie z ich wspólnych spacerów, wiersze Małej M. , rysunki Piotrka i różne inne rzeczy - znaleziska z ich wspólnych wycieczek. To wszystko wiązało ze sobą tyle wspomnień... Tych zabawnych, oraz tych, które dawały im wiele do myślenia. Jednak, nikt z ich 'paczki' nigdy nie rozpamiętywał złych chwil. Zawsze przeważały te dobre.
Gdy udało im się opanować śmiech byli już na końcu uliczki. Już mieli zawracać, kiedy spostrzegli siedzącą w ogrodzie jednego z domków małą grupę młodych ludzi, którzy nie byli 'dresiarzami' ani innymi nieprzyjemnymi typkami, których można było spotkac w mieście niemalże na każdym kroku. Wyglądali na sympatycznych, widocznie czymś zmartwionych ludzi, którzy usilnie nad czymś rozmyślali. Ala już chciała do nich podejść i zapytać, czy coś się stało, kiedy Mateusz zatrzymał ją energicznym ruchem reki, który cofnął ją do poprzedniego miejsca. Jednak, niestety, bądź... stety jeden z chłopaków siedzących w ogrodzie podszedł do furtki i powiedział:
- Hej. Jestem Tomek. Nie znam was, zgubiliście się?
Na co zawsze trzeźwy Mati odpowiedział po chwili:
- Emm.. czesć. Nie, nie. Wyszliśmy na krótki spacer, żeby poznać lepiej okolicę.
- Aaa. To teraz wy jesteście właścicielami Jabłonki...
- Hm. - odparł Mateusz i po krótkim zastanowieniu, które nie dało żadnych rezultatów dodał - Przepraszam, ale.. jesteśmy właścicielami czego?
- Jabłonki, ahh tak... Sorry. Jabłonką nazywamy ten dom z morelową elewacją... Nie wiem, czy wiecie, ale w waszym ogrodzie stoi dość duża, stara jabłoń. Posadziła ja poporzednia włascicielka. Ponoć mieszkała tu od urodzenia, ale nie wiem dokładnie...
- Aaa... W takim razie tak. Mieszkamy w domku z drzewkiem. - odpowiedział Mateusz i lekko się uśmiechnął. Chwile po tym odok chłopaka stanął drugi, trochę wyższy od poprzedniego. Był to brunet. Niebieskooki, wysoki brunet.
- Ohh.. przystojny. - pomyslała Ala i podświadomie uśmiechnęła się w stonę chłopaków ukazując swoje lśniącobiałe zęby.
- Wpadł ci w oko ten koleś... hmm... czekaj, jak on miał na imię?
- Sebastian.
- A tak... właśnie. Sebastian. - powiedział Mateusz i poszedł do góry lekko szturchając przy tym siostrę.
- Znowu zaczynasz?
- Oh, nie. Tylko widziałem, że PP ci się spodobał.
- PP? Co ty znowu wymyślasz?
- Pan Przystojny.
- Aj Mateusz... - odparła Ala, chwyciła torby i tak jak brat odeszła w kierunku swojego pokoju.
Po wejściu do pokoju była juz bliska trzeciego 'zaliczenia' podłogi, ale udało jej się utrzymać na nogach. Poprzedni właściciele zostawili meble, dlatego przeprowadzka przeszła im tak sprawnie. Jej pokój wyglądał jak z bajki... Był duży - to najważniejsze. Ala lubiła kiedy pomieszczenie były duże, dobrze naświetlone, a zarazem przytulne. To było naprawdę wyjątkowe i spełniało wszystkie trzy, podstawowe warunki. Słońce wpadało tu przez wielkie okno po prawej stronie pokoju. Zaś lewą stronę oświetlało słońce wpadające przez okiennice umieszczone w ścianach wieżyczki. W pokoju znajdowało się mnóstwo poduszek w róznych kolorach. Były wczedzie. Jedną znalazła nawet w wielkiej szafie, po której otworzeniu doszła do wniąsku, że po pierwsze - nie była bardzo długo używana i po drugie - ktoś kto używał jej jako ostatni bardzo szybko wyciągał z niej wszystkie rzeczy, o czym świadczyły 'latajace' po całym jej wnętrzu wieszaki. Po dokładniejszym spenetrowaniu pokoju usiadła na równie wielkim jak szafa łóżku i położyła się na mięciutkiej pościeli, którą zapewne w czasie ich wycieczki zmieniła mama. Nagle poczuła ogromny głód więc usiadła na łóżku jak poprzednio, a gdy chciała juz wstać, aby zejść na dół, do kuchni spostrzegła na sciane obraz, który całkowicie na pasował do nastroju pokoju. Z daleka nie widziała dokładnie co przedstawia, wiec odłozyła na później wizytę w kuchni i podeszła do obrazu. Był bardzo ciemny. Gdy Ala dokladniej się mu przyjrzała udało się jej zauwazyć małego ptaszka wyróżniającego się od czarnego tła, ponieważ był on namalowany czerwoną farbą. Chciała dotknąc dzieła, ale przestraszyła się mocnego, zimnego podmuchu wiatru.
- Chyba będzie trzeba wymienić okna - pomyslała i w tym samym momencie obraz spadł prosto na jej stopę. Był mały, więc Ala nie odczuła większego bólu. Podnoszac go spostrzegła, że na odwrocie obrazu widnieje napis:
"Gdzie jest zwątpienie, tam jest wolność."
Początkowo Ala nie zrozumiała sensu umieszczania tekiego napisu na odwrocie TAKIEGO obrazu. Jednak po kilku minutach zastanowienia doszła do pewnego rozwiązania. Obraz jest ciemny. Gdy jeszcze nie dostrzegamy zwierzęcia na ciemnym tle zaczynamy wątpić w to, że obraz przedstawia coś konkretnego, jednak gdy przypatrzymy się jemu bliżej dostrzeżemy małego ptaka.
- Hmm. więc może przesłanie tego obrazu odnosi się nie konkretnie do ptaka, lecz do wszystkiego... To jest bardzo trudne. - powiedziala do siebie dziewczyna. - Echh.. wątpiłam w to, że przeprowadzka przyniesie ze sobą jakieś dobre skutki, a tymczasem... Czuję się wolna. Dzieki temu powietrzu, dzięki przestrzeni, dzięku tej grze kolorów dookoła. Zawsze chciałam usiąść wieczorem na tarasie, spojrzeć w niebo i zobaczyć miliony gwiazd... W mieście nie było to możliwe, a tu... Tu w końcu czuję, że mogę zrobić wszystko, że wszystko jest możliwe. - to powiedziewczy powiesiła obraz na jego wcześniejszym miejscu i wolnym krokiem zmierzyła w kierunku drzwi.
_________________
Każdy człowiek musi mieć taki własny płatek śniegu, taką wewnętrzną mapę życia..