Ja jestem szarą, nie zauważaną osobą,
która w pewnym stopniu umie dawać sobie radę bez niczyich uczuć, emocji etc.
Jednak raz na jakiś czas w mojej głowie pojawia się potrzeba wyjścia z cienia, bycia zauważonym, dostania od kogoś małego co nieco w postaci szczęścia, śmiechu, wsparcia i wielu innych podobnych czynników, których od zawsze miałem?
Niezbyt dużo.
Zazwyczaj najwyżej mogłem sobie na to gdzieś tam z boku popatrzeć lub ewentualnie o tym pomarzyć. ( Moja destrukcyjna reakcja obronna ( źródło wielu urojeń i innych poważnych kłopotów będących konsekwencjami tego właśnie oto sposobu uciekania od rzeczywistości. ) )
Nie mam możliwości włączyć się do społeczeństwa, żyć wśród rówieśników itd. Czuje się gorszy i w ogóle... Wstydzić się muszę za siebie.
Od jakiegoś czasu nie chce mi się nawet już niczego zmieniać i o nic walczyć, ale mniejsza o to. W każdym bądź razie życie towarzyskie jest dla mnie priorytetem. ( Jakby co to ja się do tego nie przyznałem,
bo ja przecież daje sobie radę sam.
)
Dawniej bardzo dużo czasu poświęcałem na zastanawianie się jakby to było mieć obok siebie tak jak większość ludzi i błąkających się po tym świecie podludzi swoją drugą połówkę. ( A tak naprawdę to nad niczym się nie zastanawiałem, bo myślenia autystycznego nie można porównywać do zastanawiania się. ) Wtedy żyłem w przeświadczeniu, że miełość jest najważniejsza. (
C**j, że jednostronna i że nie do danych osób, ale do ich wyimaginowanych obrazów. )
Czasem w naprzemiennych chwilach słabości i przypływu logiki analizowałem tą kwestię, no i wkrótce trochę zmądrzałem. Już nie marzyłem o swojej drugiej połówce, ale o całości, która by mi ewentualnie mogła częściowo towarzyszyć. ( Mniej więcej w tym momencie dowiedziałem się co to jest osobowość bluszcz
i doszedłem do wniosku, że obarczanie kogoś mną nie jest dobrym pomysłem. ( Tak by to mniej lub więcej wyglądało. ) )
Czas sobie nieustannie płynął, aż w końcu mój nieustbilizowany światopogląd zaczął mi podpowiadać, że związki partnerskie, przyjaźnie i inne syfy to brak samodzielności, pizdowatość itp. Trochę się wyzwoliłem od tej całej pustki i od śnienia mającego ją wypełnić, czy może też sprecyzować czego ja tak naprawdę od tylu lat szukam, ale mimo to nadal wegetowałem. ( Cały ja. ) Nagle na moją matrycę trafił przez przypadek ( Serio, szukałem czegoś rozsądniejszego. ) film o stosunkowo młodej parze, która sobie sam nie wiem co robi. Nie mniej jednak ,,Wyręczony zaręczony''
r******Å‚ mnie w
c**j. No i teraz to już chyba mam to o czym mówi ten miły pan
https://www.youtube.com/watch?v=k8zUzcOjGMQ
Koniec
Pewnie zaraz pójdę powalczyć z samym sobą udając, że mam wszystkich lepszych ode mnie, takich samych jak ja i gorszych ( Ciekawe, czy w ogóle tacy są? ) w głębokim poważaniu. Moja zabawa polega na tym, że jak nawiążę z kimś bez potrzeby kontakt wzrokowy to przegrywam. ( Odwrócę się za kimś, zainteresuje się nim, nawiąże komunikat nie werbalny itp. )
Albo nie. Dzisiaj oddaję Wam wygraną walkowerem, bo przecież jutro jest 1 września, no także tego... Dziś wypocznę, a pobawię się z wami jutro.
( Tak naprawdę ta moja zabawa to jest tylko i wyłącznie pretekst by w miarę grzeczny sposób wepchnąć się wśród ludzi nie przeszkadzając im przy tym zbyt dotkliwie. Niby na pozór pożyteczne mające hartować ćwiczenia w terenie, ale jednak nie, bo chodzi tutaj o zupełnie co innego, aczkolwiek czasem ma to związek z pewnego rodzaju treningiem. )
Nie uciekajcie w seriale, gry i inne alternatywne światy. To nie prawda, że fantazjowanie rozwija umiejętności komunikacji itp., a nawet jeśli tak to na pewno nie takie, które przydadzą się wam, ale co najwyżej ludziom, którymi chcielibyście być. Życzę powodzenia w świadomym byciu tu i teraz.
Nie pozdrawiam.
Powściągnij język młodzieńcze!
//mm