Nie miałam rozszerzonej matematyki, ale zdawałam maturę na tymże poziomie.
Potrzebne mi to było, żeby dostać się na międzywydziałowe studia.
Uczęszczałam na korepetycje swego czasu, a zmieniałam korepetytorów kilka razy w w ciągu miesiąca.
Aż w końcu oświadczyłam mamie- Mamo, sama dam sobie radę. Nie potrzebuję korepetycji.
I wiecie, dałam radę. Co wieczór przez 4 miesiące zasiadałam przed podręcznikami, arkuszami, zeszytami.
Pomagał mi czasami mój ówczesny chłopak. Rozwiązywaliśmy codziennie kilka zadań razem, przez Internet! A kiedy do niego przyjeżdżałam zawsze miałam ze sobą arkusze egzaminacyjne.
Lekcje matematyki zeszły dla mnie na dalszy plan.
Co prawda podsyłała mi moja nauczycielka różne zadania, kiedy jej powiedziałam, ze zdaję rozszerzoną.
I mi je sprawdzała, oddawała, wskazując błędy.
W sumie całkiem miło wspominam ten czas.
Rodzice dziwili się, że mam w sobie tyle samozaparcia Do dziś mi wypominają, kiedy chcę się poddać:
Tak bardzo się starałaś, nie spałaś w nocy, nigdzie nie wychodziłaś, żeby dostać się na te studia, a teraz chcesz wszystko zaprzepaścić?
I wtedy uświadomiłam sobie pewną rzecz- jeśli dałam radę z matematyką, to dam radę ze wszystkim.
I rzeczywiście tak jest.
Pamiętam jeszcze, jak płakałam nad arkuszem, już na egzaminie. Bo w pewnej chwili doznałam uczucia- że nic nie umiem. Żadnego zadania.
A potem pomyślałam o moim chłopaku i nagle mnie olśniło. Ale to nie był koniec, bo nie wiedziałam, czy moje rozwiązania były dobre. I tak płakałam doby dzień, dopóki nie było jasne, że oto spełnią się moje marzenia.
_________________
W miękkim futrze kota