Za kurs, egzamin i dwie dodatkowe godzinki zapłaciłam około 1100zł. Ośrodek wybrałam na chybił trafił, ot przechodziłam obok i zauważyłam, że rozpoczyna się nowy kurs, a ja chociaż do 18nastki miałam jeszcze cztery miesiące to po konsultacji z tatą zapisałam się. Kurs teoretyczny przebiegł bez zarzutu. Prowadził go miły starszy pan, który wciąż próbował ukrócić nasze zapędy do szybkiej jazdy odpowiednimi filmikami bez cenzury krwi i twarzy. Gdy nadszedł czas zapisywania się na jazdy rozpoczęła się prawdziwa walka o instruktorów, jako że był ich niedobór. Fartem udało mi się zapisać do rzekomo najlepszego w tej okolicy, ale co się później okazało - nie cierpiałam, nie znosiłam, nienawidziłam go wręcz. Początkowo chwalił mnie, że przy ruszaniu samochód nie skacze mi niczym kangur, ale później było już tylko gorzej. On mnie nie lubił, ja nie lubiłam jego. Czepiał się, krytykował, koleżanki z tylnego siedzenia zawsze były lepsze i sprytniejsze. A kto zdał za pierwszym razem? Będąca wtedy na bakier z przepisami Marta
. Jedyną osobą, która w to wierzyła był mój Tata, który wciąż powtarzał mi, że zdam za pierwszym razem. Zresztą to w dużej mierze jego zasługa, bo dużo ze mną ćwiczył. Instruktor już nie pracuje w zawodzie, ma dziecko z kursantką
. Egzaminator za to okazał się bardzo miły, ale małomówny - oprócz przedstawienia się, wyniku egzaminu i komend milczał. Zaczęłam jeździć w kwietniu, egzamin miałam na początku sierpnia, więc godziny wyjeździłam w 3 miesiące, bo miałam małą przerwę. Białostocki WORD, jak to taki ośrodek nie zachwyca, ale też niezbyt odpycha, ale dojazd do niego to już wymaga remontu.
Szczęśliwie posiadam prawo jazdy już trzy lata
_________________
zapuszczam włosy i chudnę 20kg.