Ostatni polepszyłem swoją samoocenę fizyczną włażąc na dwutysięcznik w Tatrach... Mam astmę, lekkie problemy z oddychaniem na takiej wysokości i przy takim ciśnieniu, no i nieco słabszą kondycję od innych, a tu wlazłem z lekkim potem na czole wymijając po drodze młodych studentów, którzy na 1/3 trasy wymiękali cali w zimnej wodzie, przepoceni...
Nie lubię podwyższać sobie samooceny, bo wiem kim jestem, uważam zresztą, że samoocena jest mi w ogóle nie potrzeba w kwestiach naukowych itp... potrzebna mi ocena obserwatorów, ja zawsze wydam wyrok, werdykt całkowicie obiektywny...
Samoocena u mnie to raczej granica możliwości, zdrowy rozsądek, brak wywyższania się ponad innych. Samoocenę, czyli dobre samopoczucie we własnym ciele mam wtedy, gdy czynię według tego jaki na prawdę jestem, lub gdy przezwyciężam słabości. Samoocena fizyczna itp.. jest nie niepotrzebna, za to satysfakcja i w kwestiach przy ziemskich czasami daje powód do wewnętrznej dumy z samego siebie... Ważne by w tym nie poniżać walorów innych.
_________________
"Najważniejsze spotkania odbywają się w duszy, na długo przed tym, nim spotkają się ciała."
P.Coelho