Forum m³odzie¿owe e-Mlodzi.com

Właśnie o to chodzi. Nie wiem jak inni, ale my w gimnazjum nie robiliśmy prawie nic. Ja sam najwięcej nauczyłem się w domu. Równie dobrze mógłbym nie chodzić do szkoły, a zamiast tego uczyć się dłużej w domu. Dłużej znaczy zamiast 30min.-1h to 2h. Myślę, że to zasługa zarówno debilnego systemu nauczania, co brak pasji do zawodu niektórych nauczycieli. Siedzenie w szkole 6-8h to był dla mnie bardzo zmarnowany czas.

W gimnazjum poświęcałem na naukę około 30 minut dziennie (ale w to nie były wliczone zadania domowe) ale w technikum mam zamiar wziąść się do pracy i poświęcać około godziny do nawet trzech na naukę dziennie

Przez całe liceum zaczęłam spędzać koło godzinki nad podręcznikiem od geografii i to tylko i wyłącznie przed sprawdzianami. Czyli to wychodzi jakieś 15 godzin w ciągu trzech lat. To jeśli chodzi o spędzanie czasu na nauce. A wyniki miałam bardzo dobre na zakończenie szkoły.
Oczywiście jak musiałam napisać jakieś przemówienie, projekt czy porządny referat to czasami nad jednym takim świstkiem spędzałam po 8 godzin i robiłam to do późnych nocnych godzin, ale to nie nauka, a praca dodatkowa.

Co zdawałaś na maturze, na jakim poziomie i z jakim skutkiem, jeśli można spytać?

_________________
"I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała." Ez 36, 26

Polski podstawa- 70%
rozszerzenie- 60%
matematyka podstawa- 54%
angielski podstawa- 88%

Wybitnie nie jest (a bardzo dobre to miałam na myśli oceny :) )

Różnie. Jednego dnia potrafię nie zajrzeć do żadnej książki, ale drugiego, przed sprawdzianem, uczyć się całe popołudnie i cały wieczór, niekiedy też pół nocy. Do tego uczę się jeszcze jadąc do szkoły oraz na przerwach.

Ja na szczęście zakończyłem już edukację i powiem Wam szczerze co sądzę: szkoda czasu. No chyba, że kogoś fizyka, czy chemia fascynuje i jest to w sferze jego/jej pasji - to jasne. Jednakże ja zawsze wolałem rozwijać swoje horyzonty w domu czytając oraz robiąc to, z czym wiąże przyszłość i co daje mi satysfakcję. W liceum leciałem na ocenach 2, 2, 2, 2, 2, 2, 2 (końcoworoczne), zdając co trzeba pod koniec roku szkolnego. Maturę (która też jest bzdurnym i nijakim sprawdzianem rzeczywistej wiedzy i umiejętności) zdałem lepiej niż niejeden znajomy, który miał 3,4,5. Także na naukę tego co przymusem, poświęcałem jak najmniej czasu - byle odklepać. A to co dla mnie ważne, rozwijałem we własnym zakresie.

Z reguły jak mam czas i mogę się dobrze przygotować do czegoś kilka dni wcześniej, to mam na to wywalone i nic nie robię. Najlepiej wchłaniam wszystkie pierdoły dzień przed, gdy mam w piździet sprawdzianów i podobnych, presja dobrze na mnie wpływa ;D

Stosuje identyczną metode jak koleżanka wyżej :) Dlaczego? Bo działa i o dziwo nie zapominam materiału zaraz po teście. Z lekcji też mało pamiętam, bo jestem wzrokowcem.

U mnie to wygląda tak, że prawie cały czas po powrocie do domu ze szkoły siedzę przy komputerze Później przed samym pójściem spać coś powtarzam. W 1 klasie liceum miałam tak, że np. na sprawdzian z fizyki uczyłam się dopiero o godzinie 23:00 w przededniu sprawdzianu... choć był on zapowiedziany dwa tygodnie wcześniej - jeszcze w międzyczasie była majówka + wolne z powodu matur I dostałam z niego 3 - co w oczach znacznej części klasy było równoznaczne z oceną bardzo dobrą xD Niestety, choćbym nie wiadomo jak chciała coś zrobić wcześniej, na spokojnie i tak zawsze zostawiam na ostatnią chwilę. Co innego kiedy mi na czymś bardzo zależy - np. na angielskim (oceny, dobrze napisana matura... przede wszystkim przecież zastanawiam się nad studiowaniem filologii angielskiej) czy polskim (od czasu liceum z polskim idzie mi najgorzej... a potem płacz, że przez jakąś pierdołę nie zdasz matury D:).