Na pierwszym miejscu zdecydowanie David Lynch. Ma filmy zbyt charakterystyczne, żeby ich nie rozpoznać i oczywiście ten klimat
. Ta cała teatralność w jego filmach idealnie obrazuje nasze życie.
Lubię też to, co z obrazem robi Lars von Trier. Nie ucieka się do półśrodków. Jasno i wyraźnie pokazuje to, co ma nam do powiedzenia.
Zaskakująco wysokie oceny mają u mnie filmy Nolana, chyba za "epickość". W każdym razie wie, co i jak trzeba skręcić, żeby złapać wzrok widza na dłużej.
Zawsze mam też sentyment do tego, jak Haneke w swoich "Funny Games" pokazuje to, co noszą w sobie widzowie. Skręcił wszystko genialnie, bo to jeden z tych filmów, gdzie to, co słyszymy jest nierozerwalnie połączone z tym, co widzimy, nic na ekranie nie jest przypadkowe, to musi być "ta scena" związana z "tym dialogiem".
_________________
last [/size]
Nie znoszę błędów ortograficznych. Wiem, to straszne :D